Tłumaczył: Tomasz Pierzchała
Wadim Bannikow
***
grając w grę skosi łąkę
człowiek przyszłości nakręca poziom
tymczasem kombajn gdzieś z boku pięknie kosi łąkę
i zbierają świetne plony
natchnieni ładowacze układają wiersze palet
przeglądając kanał informacyjny i
jeśli on więc w końcu próbuje znaleźć coś lepszego,
to ma do tego pełne prawo
wszystko to kopia kopii przeczytałem na jej koszulce
Olga Bragina
***
pójdź do pracy do fabryki produkującej lalki
malować ich dziecięce głowy barwić na cielisty kolor
nadawać im zdziwiony wyraz twarzy zdziwienie przed światem
wkładać im niemrugające oczy niech się wszystkim szczęści
pójdź na linię do produkcji tajemniczych wyrobów
których odłamki zniszczą wszystkie lalki świata
ich ze smutkiem pochylone głowy pakuły włosów
w naszym mieście ludzie mają małą pensję nie nasza wina
trzeba coś jeść karmić dzieci
zamiast pensji wydawali towary komu je tutaj sprzedasz nikomu nie potrzeba
piękno wymaga ofiar sztuka wymaga ofiar życie wymaga ofiar
dokoła tylko ofiary
rola jednostki w historii przesadzona albo wybierasz mniejsze zło
naturalny barwnik liść kapusty dla odświeżenia skóry
Jelena Gieorgijewska
Psie chwyty
psie chwyty:
często pisze się atwor, czyta nie awtor — zatwor*
w imię naszej niesławy, księżyca, pomylonego z rozkładem
ty tylko cicho siedź, i wszystko się ukształtuje
niczym naczyniak krwionośny
rozkład śmierci zamiast opisu operacji
ukryty przed nami, jak ukrywają dzieciaków przed psami
ukryty przed nami, jak dzieci ukrywają przed psami
flagę, na której pojawiło się oko
zawilgocenie — czyta się
na grzbiecie kodeksu pracy
kodeksu karnego i konstytucji
szukasz księżyca pod sufitem, znajdujesz
flagę, na której pojawiło się oko
ty tylko cicho siedź, a nuż to, co powstało, powierzy ci
nie główną, ale szanowaną pracę.
*atwor (атвор) z j. tadżyckiego maniera, sposób działania, postępowania; anagram słowa awtor (автор pol. autor), — zatwor (затвор, pol. zamek, mесhаnizm w brоni pаlnеj); tu: gra słów
Kiriłł Korczagin
* * *
chór budzi się w zmiennym wietrze na obrzeżach gdańska
szepcze spod wilgotnych krzewów, czai się w niszach seks-klubów
i prześladuje kierowców tirów potrzaskaniem tytoniu
chór, śpiewający w ognistym wietrze, niesłyszalny, boję się rozpoznać
o czym śpiewasz: o — śpiewasz ty i słychać coraz gorzej — porusza się
spod ziemi miłość, — i samochody, przebierające kręgami,
i nawet ognisty wiatr, co oskrzydlił wysokie stocznie, słuchają
tego wilgotnego chóru — rozżarzający łodygi roślin w ogrodach,
przeżerający zabudowania fabryczne, żelazo tramwajów, powietrze:
ono dusi, ale chór śpiewa: o — on śpiewa — rozważne morze
i ogromne statki handlowe, doprawdy ona z wami nie rozmawia—
znowu ledwo słychać, tylko trzaski na komórce, ale nie ona
śpiewa: o — coś śpiewa — na tym toksycznym wietrze poruszają się
i zgrzytają niebo drugie i trzecie, sczepiając się razem,
jak robotnicy, zaskoczeni nocą przy remoncie linii kolejowej, —
i słyszą: wiemy, jak ruszają się fale, jak rozszczepia się
światło na postacie i twarze, słyszymy, jak podchodzi do stoczni
nowy ogromny statek, lecz nie wiemy, co z nim począć, —
i kierowcy tirów słuchają, nie rozumiejąc wszystkiego, słuchają fabryki
i tramwaje, ja słucham i też nie rozumiem, skąd wzięła się ta mowa,
dlaczego wszystkie wyrwy są nią wypełnione, dlaczego ją widać
w szczelinach bruku, gdzie jedynie stonogi czekają na sądny dzień,
i chór szemrze: jeśli w innym kraju wszystko w końcu stracimy,
to pamięć o tym zostanie w nadmorskim wietrze, we rdzy latarni morskiej,
w przemykających wozach na drodze — oto jak śpiewa i wszyscy słyszą
chór w wilgotnych głuchych gałęziach w mroku na obrzeżach gdańska
Władimir Korkunow
*
kamień-na-wyrost
wyrosło drzewo na środku placu
ołowiane jabłka spadają na głowy ludziom
człowiek z wiersza mandelsztama
wyżyma arterię pilnikiem na szyi gęsi
zdaje się ta władza się nigdy nie skończy
z rana do wieczora jedzie za oknem
pionowy pociąg towarowy wody
tryskający na moje szyby
…po powrocie z pracy
dajesz mi kamień-na-wyrost
z dziurą w środku serca
przez którą po nabraniu śmiałości
będziemy przekazywać sobie zapiski
Stanisław Lwowski
* * *
pewnego razu
zgodziłem się
za pieniądze
napisać książkę
o ojcu
jednego z
głównych
moskiewskich
deweloperów.
no agentów nieruchomości.
to znaczy o tych
niemiłych ludziach
przez których
nie możemy
kupić nie tyle co
domu ale mieszkania.
zapomnijcie
zarabiamy
zbyt mało
i nigdy
tyle
nie będziemy.
i tak
ojciec umarł
gdy syn
miał sześć.
zawał
na
odludziu
w dniu
nadania
orderu.
jego przyjaciele
opowiadali mi
jak chodzili
prosić za wdowę
z dwojgiem dzieci
ponieważ
mieszkanie było
od instytutu
naukowego.
a raz że on tam
nie pracuje
więcej
raz że umarł
to jakie
mieszkanie.
opowiadali
jak oni
wszyscy razem
spędzali
urlopy
rok za rokiem
odkopując
na pustyni
rurociągi.
jak oni
prosili
za wdowę
i dzieci
i nikt
niczego
nikt
niczego.
prócz samych
bliskich
przyjaciół.
i tak właśnie
staje się tym
kim się staje:
nie żałujcie nas,
wszak i my by nikogo —
my przed naszym
dowódcą batalionu
przed naszym
prezesem
TBS.
właśnie to co
chcę powiedzieć:
bądźcie wszyscy
przeklęci
ci którzy wymyślili
kraj
w którym
umarł
jego
ojciec.
bądźcie wszyscy
przeklęci.
no i ja —
niech będę przeklęty
że zgodziłem się
napisać
tę książkę
za pieniądze.
Karina Łukjanowa
***
w świecie z rtęciowego światła
łatwopalnego powietrza plastikowego jedzenia
będziemy leżeć w objęciach
z myślą o prostym ludzkim życiu
rozbitej podobnie lampie
rzuconej w ciemności tam gdzie śpimy
niczym granat
przez kogoś niewidzialnego
z płowiejącą na wietrze twarzą
nie pójdziemy od 8 do 5 do pracy
tam gdzie robotnik dźwiga wielki ciężar
i bez nas słychać śmiech i korzenie ludzi
jak korzenie gnijących zębów do wypłaty
śnią o codziennej śmierci
zostaniemy w domu, będziemy leżeć,
w objęciach,
do czasów porywającego wiatru,
dopóki rtęć nie wypali naszych płuc
a plastik nie pokaleczy żołądek
w pokoju na poziomie morza
nieprzewyższającym poziomu życia
i pokąd łatwopalny piasek z ciał
unoszony przez wiejący wiatr
nie wytnie na twarzy dyktatora
napisu
o nienawiści i miłości
Andriej Sien-Sieńkow
Szpiegowanie kapitalizmu
gdy jedziesz metrem późnym wieczorem
cały wykończony dwunastogodzinną pracą
więc żeby się usprawiedliwić przed swoją kobietą
za te zarobione jakby pieniądze
wymyślasz że twoja
pomalowana na oliwkowy kolor
linia lublinska
i jest ta oliwka w kieliszku jamesa bonda
zgnieciona przez drogi but tego
kto wypłaca tobie pensję
dlatego tak się rozciąga
na całych siedem przystanków
z nieznośną przejazdową pestką w środku
Witalij Zimakow
*
światło iskrzy na rzece niby śpi skulone na ręce zwierzątko
czyli praca na dziś skończona sprzątasz w pracowni
to właśnie czas twoich wystaw-instalacji
upuścił notes wybrał kotka ze trzy lata minęły
z przyjaciółką na starą ulicę która wydawała się obca
według innej wersji trzy lata wzdłuż na ukos i wszerz
obszedłszy przez lato-jesień przezimował w znalezionej pod ręką
kafejce mrużąc oczy przed hukiem składanych dekoracji
wyszedł w nocy na idy marcowe a iść ani lekko ani ciężko
w stronę domu
Tomasz Pierzchała
Poeta, tłumacz. Zajmuje się współczesną polską, rosyjską, ukraińską oraz anglojęzyczną poezją i małą prozą. Zajął II miejsce w XXIV edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rafała Wojaczka, Mikołów (2016 r.). Dwukrotnie wyróżniony i nominowany do Nagrody Głównej Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina, Łódź (2016 i 2017). Wyróżniony w XXVI Ogólnopolskim Konkursie im. Marka Hłaski, Chorzów (2108). Nominowany w VI Ogólnopolskim konkursie na tomik wierszy "Duży Format" (2018). Przekłady i wiersze w czasopismach i projektach literackich (m.in. "Arterie", "Inter-", "Die Piard", "Wizje", "Helikopter", "Kontent", "Obszary Przepisane", "lyrilkline", "Four Centuries" (Essen), "Wozduch" (Moskwa), "Translit" (Sankt Petersburg), "Łystok" (Kijów), "Russkaja Poeticzieskaja Riecz" (Czelabińsk), "Kontekst" (Charków). Działa między Świdnicą a Lwowem.
Zobacz inne teksty autora: Tomasz Pierzchała
Wiersze
Z tej samej kategorii: