Agnieszka Kozłowska: Jak jest po słoweńsku „wspólnota” i co ona dla Ciebie znaczy?
Tatjana Jamnik: Po słoweńsku to skupnost. Dla mnie wspólnota oznacza grupę ludzi, którzy mają coś ze sobą wspólnego, a poza tym zazwyczaj są powiązani ze sobą, także w sensie emocjonalnym. To rodzina lub, na wyższym poziomie, członkowie narodu, państwa. Częścią wspólnoty jestem, gdy należę do niej, tzn. gdy chcę w niej być i jestem przez nią zaakceptowana. Choć można się po prostu urodzić we wspólnocie, nie mając na to żadnego wpływu, tak jak nie wybieramy rodziny, narodu, państwa.
A.K.: Tak, to słowo jest bardzo pojemne i uruchamia wiele skojarzeń. Myślę np. nie tylko o pozytywnych aspektach, o przynależności do grupy osób, które podzielają te same wartości, o poczuciu bezpieczeństwa, ale także o byciu zawłaszczoną przez wspólnotę, o przypisaniu mnie do jakiejś grupy wbrew mojej woli, o trudach wynikających z tworzenia i podtrzymywania relacji.
T.J.: Wydaje mi się, że może jest jakaś różnica semantyczna między słoweńskim skupnost a polską „wspólnotą”, bo ja odczuwam skupnost (i prawdopodobnie rzutuję to znaczenie na polskie słowo) raczej w tych pozytywnych aspektach. Przynależności do wspólnoty nie odczuwam jako czegoś przymusowego. Ale przyznaję, że dotychczas raczej nie zastanawiałam się nad negatywnymi aspektami wspólnoty. Wydaje mi się, że jakoś zawsze można ze wspólnoty wyjść albo przynajmniej zdystansować się od niej (to znaczy deklarować, że się dystansujesz). Mam na myśli „mikrosytuacje”. Na przykład można się zdystansować od sceny literackiej, której poglądów i wartości nie podzielasz. Oczywiście zdarza się, że jakaś grupa przywłaszcza sobie twoje nazwisko (i idące za tym referencje), stwarza pozory, że jesteś częścią tej grupy, mimo że nie chcesz mieć z nią (już) nic wspólnego. W tym przypadku trzeba „pójść na noże” i zwrócić uwagę, że nie chcesz do tej grupy należeć.
Trudniej jest w „makrosytuacji”, np. przy przynależności do narodu lub państwa. W państwie chodzi raczej o formalności – żeby nie być bezpaństwowcem, trzeba wybrać obywatelstwo. Naród to już bardziej problematyczna kategoria, bo w naszych krajach wiąże się ona z językiem ojczystym, a w to zaangażowane są emocje – to mój pierwszy język, w którym najłatwiej się wyrażam i który narzuca mi sposób widzenia świata. Języka ojczystego nie mogę się ot tak sobie wyrzec, nawet gdybym chciała. Zawsze zostanie gdzieś pod spodem. Język jest strukturą, która oddziałuje z głębin nieświadomości, stwarza mój świat. (I jego granice, zgadzam się z Wittgensteinem.)
Także masz rację, faktycznie wspólnota może człowieka osaczać.
A.K.: Prowadzisz kulturalno-artystyczne stowarzyszenie Polica Dubova, które zajmuje się promocją literatury, działalnością wydawniczą i krytyczną. Dlaczego Polica Dubova?
T.J.: Kiedy w 2007 roku powstał pomysł, by założyć stowarzyszenie kulturalno-artystyczne, z Haną Kovač zastanawiałyśmy się, jak je nazwać. Zdawałyśmy sobie sprawę, że nazwanie go imieniem kogokolwiek oznaczałoby też przejęcie „etykietki”, którą tej osobie nadano za życia albo, co się częściej zdarza, po śmierci. Tak jak w przypadku słoweńskiej nauczycielki, aktywistki społecznej i feministki działającej w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, Angeli Vode. Angela Vode przez całe życie walczyła o prawdę, równe prawa i godne warunki życia dla wszystkich, i nigdy nie chciała ślepo stanąć tylko po jednej stronie, mimo że mogłoby to jej ułatwić życie. Jednak po śmierci została uznana za prawicowca – jedni (o poglądach lewicowych) ją z tego powodu odrzucali i ignorowali, drudzy (prawicowcy) interpretowali jej działania w niewłaściwy sposób. Zapadła więc decyzja, że stowarzyszenie dostanie nazwę „imienia Policy Dubovej”. Polica Dubova to bardzo ważna autorka, wszechstronna twórczyni: pisarka, poetka, eseistka, dramatopisarka, naukowczyni, malarka, podróżniczka, alpinistka, kosmopolitka. Kobieta znana na całym świecie, tylko u nas, w Słowenii, wie o niej mało kto. Bo taki już bywa los kobiet w Europie Środkowej: tworzą, działają, robią dużo ważnych rzeczy, ale nikt o nich się nie dowiaduje – prasa je ignoruje, podczas gdy publicznie mówi się o innych, dużo mniej produktywnych twórcach.
Oczywiście chodzi o mistyfikację – pomysł znalazłam w Czechach, zainspirowała mnie osoba stworzona przez czeskich aktorów: Zdenka Svěraka, Ladislava Smoljaka i innych – niesamowity wynalazca i pionier w różnych dziedzinach, Jára Cimrman.
Ale to nie tylko mistyfikacja. Polica Dubova ma przede wszystkim znaczenie symboliczne, gdyż w niej mieszczą się wszystkie osoby, które zostały zepchnięte w zapomnienie. W zapomnienie zazwyczaj, paradoksalnie, spychane są naprawdę wyjątkowe osoby, osoby z potencjałem rewolucyjnym, to znaczy mające zdolność wprowadzenia radykalnej zmiany, zainicjowania nowości. Sama na scenie literackiej byłam i ciągle jestem świadkiem tego procesu spychania jednych w zapomnienie i stawiania na ich miejsce – bo takie miejsce trzeba zapełnić, żeby przykryć brak – innych, zazwyczaj osób całkiem przeciętnych, ale przede wszystkich konformistycznych oraz chętnych do wykonywania zleceń (i w tym też – do robienia brudnych rzeczy).
A.K.: Opowiedz w takim razie, kogo przez ostatnie lata udało Wam się wydobyć z cienia albo zapomnienia.
T.J.: Właśnie dlatego w Polsce i przez ostatnie dwa lata też w Czechach organizujemy Festiwal Złota Łódź. Główną zasadą festiwalu jest to, że zapraszamy wyjątkowych słoweńskich autorów, którzy nie mieliby szansy zaprezentować się za granicą dzięki strukturom oficjalnym – czyli różnego rodzaju instytucjom, państwowym lub też wspieranym obficie przez państwo (czasy dzisiejsze nie różnią się za bardzo od czasów komuny) – albo są często wręcz zablokowane, bo nie należą do wąskich „kółek wzajemnej adoracji”. To polskie określenie bardzo mi się podoba, bo genialnie odzwierciedla sytuację na słoweńskiej mainstreamowej scenie literackiej.
Poza tym dużo pracy i energii wkładamy w działalność wydawniczą: proponujemy wyjątkowe słoweńskie autorki i wyjątkowych autorów, pomagamy przy znajdowaniu odpowiedniego tłumacza i wydawnictwa oraz przy zdobywaniu środków na publikację, nieraz też koordynujemy projekty wydawnicze. W ciągu kilku ostatnich lat udało nam się zainicjować wydanie polskich tłumaczeń wierszy Srečka Kosovela, Iztoka Osojnika, Jurego Deteli (ukazały się one w wydawnictwie Instytutu Mikołowskiego), w planie są jeszcze Saša Vegri (2015), Gregor Strniša, a z młodszych, żyjących autorek także Taja Kramberger, Alenka Jovanovski.
I oczywiście musimy „wygrzebać” z zapomnienia dużo kobiet, z których istnienia nawet sami jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, ale musimy je jakoś odnaleźć, i to nie dopiero po ich śmierci!
A.K.: Pracy Wam wystarczy na wiele, wiele lat. Ile osób działa w stowarzyszeniu? Działania, o których opowiedziałaś, wymagają stałej, wytężonej pracy. Nie robisz chyba tego w pojedynkę?
T.J.: Tak, pracy nie zabraknie. Mamy zespół, który się rozwija i powoli powiększa. Praca raczej polega na wolontariacie, więc na razie nie ma tłumów zainteresowanych. Powiedzmy, że zawsze mogę liczyć na dwójkę Słoweńców (Iztoka Osojnika i Alenkę Jovanovski), a kilka innych osób pomaga od czasu do czasu. W Polsce także mamy bardzo dużo współpracowników, na których mogę absolutnie polegać, poza tym od 2013 roku formuje się też ekipa w Czechach. Współpracowników festiwalu w Polsce i Czechach jest za dużo, by wszystkich wymienić i o nikim nie zapomnieć. Podkreślam, że chodzi o pracę wolontariacką, od czasu do czasu ewentualnie jesteśmy w stanie załatwić jakieś niewielkie honoraria, ale to zdarza się coraz rzadziej. Moja rola polega na tym, że to wszystko koordynuję i zbieram do kupy.
A.K.: Na czym polega wspomniany przez Ciebie rewolucyjny potencjał autorów i autorek, których twórczość wydaliście?
T.J.: Może lepsze, dokładniejsze określenie to „potencjał transformacyjny”, by użyć terminu Taji Kramberger, słoweńskiej poetki i antropolożki historycznej, która w swoich badaniach naukowych zajmuje się między innymi mechanizmami zbiorowej pamięci i zapomnienia w słoweńskim polu literackim. Refleksja Taji Kramberger nad literaturą bardzo mnie zainspirowała, ukazała mi, na co mam zwracać uwagę, obserwując świat koło siebie i sposoby funkcjonowania społeczeństwa.
Potencjał transformacyjny według Kramberger oznacza zdolność autorki lub autora, by w swoich tekstach literackich oddać rzeczywistość taką, jaka jest, by dotknąć realnych problemów i jednocześnie zaoferować czytelnikowi wyjście – alternatywną drogę, za pomocą której jego życie stanie się znośniejszym. Według Kramberger „transformacja” (zmiana) jest przeciwnym biegunem „transfirmacji” – reprodukcji czy utrwalania tych samych, starych struktur, czyli jakiegoś tkwienia w miejscu, nawet jeśli nie jest nam dobrze. Autor z potencjałem transformacyjnym umożliwia czytelnikowi transformację, zmianę w pozytywnym sensie.
Muszę podkreślić, że Kramberger nie tylko rozwija naukową teorię „transformacji”, ale realizuje te założenia w praktyce: na pierwszym miejscu we własnej poezji, a poza tym również w podejmowanych działaniach społecznych. To ona dała impuls, abyśmy jako trzy poetki słoweńskie ustanowiły Międzynarodową Nagrodę Literacką KONS, która „nie jest przyznawana jedynie w dowód uznania dorobku literackiego, ale za całokształt aktywnych działań osób nią wyróżnionych, za ich wkład we wspólne dobro, a więc za ich wszechstronne życiowe zaangażowanie w poprawę stosunków społecznych oraz ogólnych warunków pracy i tworzenia w środowisku, w którym dana twórczyni lub twórca pracowali lub wciąż pracują”. Taja Kramberger stworzyła koncepcję nagrody i napisała tekst regulaminu nagrody.
Na podobny, transformacyjny lub rewolucyjny, wymiar literatury w swoich esejach zwraca uwagę Iztok Osojnik, który otworzył mi oczy na wiele spraw i bardzo wyczulił moją wrażliwość na zjawiska społeczne i literackie. Na przykład w eseju o twórczości Kosovela pisał o politycznej prawdzie poezji. Osojnik (podobnie jak Kramberger) trwa na stanowisku, że poezja nie jest czymś na marginesie, ale znajduje się w samym środku wszystkiego i ma w sobie potencjał do zmiany świata, wywierania na świat znaczącego wpływu, umożliwiania ludziom, by zwrócili uwagę na to, gdzie się znajdują, w czym tkwią, i żeby podążali za zmianą – szukali alternatywnej drogi, wyjścia z letargu. Podobnie odkrywczy jest esej Osojnika o twórczości Deteli, w którym pisze on o ekologii postrzeganej przez pryzmat poezji. Oba wymienione eseje Osojnika są opublikowane w polskich wydaniach Kosovela (2012) i Deteli (2014). Rewelacyjnych, odkrywczych esejów literackich Taji Kramberger niestety jeszcze nie udało nam się opublikować w Polsce, ale mam nadzieję, że i to wkrótce się zmieni.
Wspólnym mianownikiem autorów i autorek, których twórczość staramy się przedstawić polskiemu czytelnikowi (i również zwrócić na nich uwagę słoweńskich odbiorców), jest zdolność refleksyjnego ogarniania literatury, a przede wszystkim tworzenie alternatywnych modeli literatury, jak i świata. Srečko Kosovel, Jure Detela, Saša Vegri, Gregor Strniša, Iztok Osojnik, Taja Kramberger, Alenka Jovanovski – oni wszyscy mają dużą wiedzę i intuicję, dzięki którym przyglądają się światu i zjawiskom w nim występującym, potrafią równocześnie tworzyć nowe światy za pomocą języka. I wszyscy bardzo, bardzo wyprzedzają swoje czasy. Może dlatego słoweńskie społeczeństwo stale i uporczywie spycha ich na margines lub nawet w zapomnienie. Chyba człowiek generalnie boi się nowych rzeczy i zmian. A istniejące struktury – według Pierre’a Bourdieu bazujące na relacji dominacji–podległości, dominującego–podwładnego – dążą do tego, by się utrwalić i przetrwać jak najdłużej, bez żadnych zmian. Ale w czasach dzisiejszych już jest oczywiste, że będzie trzeba coś zmienić, i to radykalnie. Machina zysku (zysk dla zysku), jak zwraca uwagę Osojnik, zżera nie tylko środowisko naturalne, zwierzęta, ludzi pozostających w szponach tych, którzy są przy władzy, ale w końcu również pożre tych „na górze”, którzy na pierwszy rzut oka mają z tej bezczelnej eksploatacji korzyści. A zmiany można dokonać, tylko zaczynając od siebie. Dlatego literatura transformacyjna/rewolucyjna jest tak ważna: czytelnikowi daje narzędzia, za pomocą których może rozpocząć on własną zmianę.
A.K.: Przestrzeń, którą się zajmujecie, to tzw. margines, sytuowany w opozycji do centrum. Co daje taka pozycja? I czy nie warto byłoby pracować na rzecz przezwyciężenia tego – chyba mało produktywnego – paradygmatu?
T.J.: Moim zdaniem ważne, aby zdać sobie sprawę, że nikt nie znajduje się na marginesie dlatego, że sam sobie wybrał to miejsce, ale dlatego, że został tam przez kogoś umieszczony. Poza tym, jak sama zauważyłaś, chodzi o kwestię perspektywy: o marginesie można mówić, stojąc w centrum. Zatem koniecznie trzeba odwrócić perspektywę. Jak podkreślają Kramberger i Osojnik, wszystko, co w literaturze ważne, zawsze odbywało się i nadal się odbywa w miejscach nazywanych marginesem. Czyli margines w rzeczywistości jest centrum, bo tam dzieją się najciekawsze, nowatorskie rzeczy. Zresztą podobnie jest z ważnymi odkrywcami, wynalazcami i nowatorami we wszystkich dziedzinach – zapominamy, że zazwyczaj stali się „słynni” (albo też nie, bo na ich miejscu stanął ktoś inny) dopiero po śmierci. Co do poezji słoweńskiej, to taki okres przyznawania wyjątkowości zazwyczaj trwa około 30 lat – tyle trzeba czasu, by zostali odkryci wielcy autorzy, porównaj np. „odkrycie” Francego Prešerena w 1867 roku (zmarł w 1849 roku), Kosovela w latach sześćdziesiątych XX wieku (zmarł w 1926 roku), Deteli niedawno (zmarł w 1992 roku ), a Sašę Vegri nadal się ignoruje (zmarła w 2010 roku).
Mainstream z tym wszystkim, co zawiera i na czym bazuje (walka o pozycje społeczne, klientelizm oraz korupcja przy udzielaniu grantów, pozorna produkcja i pranie pieniędzy, a także inne destrukcyjne zjawiska), mnie po prostu nie interesuje – zdecydowanie NIE chcę być częścią czegoś takiego. Nie chcę być częścią destruktywnych przedsięwzięć – takim zachowaniom można powiedzieć „nie” i żyć tak, jak sama uważasz, że należy żyć. Czyli etycznie, w zgodzie z własnymi zasadami. Interesuje mnie treść, a nie pozory. Chcę należeć do grona osób, które świadomie stwarzają alternatywną, wolną przestrzeń – dla siebie i dla innych. Chodzi mi o twórczość w podstawowym sensie tego słowa, po prostu twórcze podejście do życia, nie tylko do literatury. A literatura i życie tak naprawdę się nie wykluczają.
A jeśli chodzi o przezwyciężenie paradygmatu: perspektywa centrum–margines chyba będzie się jeszcze długo trzymała, tak samo jak człowiekowi, mimo wysiłków, nie udaje się wyrwać z antropocentrycznego punktu widzenia. To musiałaby być bardzo duża zmiana w świadomości człowieka, teraz dopiero jesteśmy na początku uświadamiania sobie, że z tą perspektywą coś jest nie tak, a do faktycznej zmiany rzeczywistości jeszcze trzeba trochę czasu. Więc na razie jedynym wyjściem jest rozwijanie alternatywnych modeli, nieustanne eksperymentowanie i sprawdzanie pomysłów w praktyce. Konstruktywne, twórcze działanie – to, na co swoimi wierszami zwracał uwagę Kosovel. Praca nad językiem, sam akt pisania – na co wskazuje Osojnik. I etyka w praktyce. Działać na poziomie mikrosytuacji, pracować nad zmianami u siebie i równocześnie razem z innymi, zwłaszcza w mniejszych wspólnotach. A że to jest jakoś zaraźliwe, to i nadzieja jest!
Tatjana Jamnik
(1976) absolwentka filologii słoweńskiej na Uniwersytecie w Lublanie. Poetka, pisarka, tłumaczka literatury polskiej (m.in. S. Lem, A. Tuszyńska, J. Franczak, D. Masłowska, M. Witkowski, P. Bednarski, A. Wiedemann, M. Fertacz, A. Jakimiak) i czeskiej (m.in. L. Fuks, A. Berková, R. Denemarková, E. Bondy, M. Urban, P. Brycz, R. Sikora, J. Katalpa), redaktorka, wydawca literatury pięknej i humanistyki oraz organizator imprez kulturalnych w Słowenii i zagranicą. Laureatka wyróżnienia dla najlepszego młodego tłumacza 2009 r. Prowadząca wydawnictwa Stowarzyszenia Kulturalnie-Artystycznego im. Policy Dubovej, redaktor literatury pięknej i humanistyki, organizator wydarzeń kulturalnych (m.in. Festiwal Złota Łódź w Polsce i Czechach) oraz nauczycielka języka słoweńskiego jako obcego. W 2011 r. razem z poetkami Tają Kramberger i Barbarą Korun założyła Międzynarodową Nagrodę Literacką KONS.
Zobacz inne teksty autora: Tatjana Jamnik
Dyskusje
Z tej samej kategorii: