Manifest: Składki ZUS stanowią obecnie najbardziej niesprawiedliwe i nieefektywne podatki w Polsce. Choć jest to dość powszechne zjawisko również w innych krajach. Dzieje się tak z dwu podstawowych powodów. Po pierwsze, są to podatki od pracy, od dochodów z pracy. Po drugie, mają one degresywny charakter, co znaczy, że bogatsi płacą proporcjonalnie mniej swoich zarobków niż ubożsi. Racjonalnym rozwiązaniem byłaby ich redukcja i zmiana finansowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz Narodowego Funduszu Zdrowia na pochodzące bezpośrednio z budżetu państwa. Unikanie opłacania składek ZUS nie powinno więc martwić, bowiem wymusza ono bardziej sprawiedliwe i racjonalne jego finansowanie z budżetu.
Diagnoza: Najkorzystniejszym społecznie i gospodarczo źródłem finansowania budżetu państwa są podatki majątkowe, podatki od wartości i zasobów kapitału. Po drugiej stronie sytuują się podatki dochodowe, zwłaszcza od dochodów osobistych, które mają najbardziej negatywny wpływ na wzrost gospodarczy oraz inwestycje. W chwili obecnej jednak ponad połowa obciążeń podatkowych dotyczy opodatkowania pracy, co prowadzi do pogłębiania się nierówności społecznych, podziałów klasowych i ekonomicznej segregacji. Podatki majątkowe w Polsce prawie nie istnieją, a to jedynie one mogą stanowić podstawę prawdziwie progresywnego systemu podatkowego, który ma pozytywny wpływ na gospodarkę i społeczeństwo.
Jak się to ma do instytucji kultury? Są one, obok instytucji edukacyjnych, służby zdrowia czy systemu emerytalnego, częścią tzw. państwa opiekuńczego. Sposób ich finansowania nie jest neutralny dla sposobu ich funkcjonowania. Na najbardziej ogólnym poziomie mówiąc: więcej pieniędzy trafia do publicznej sfery kultury z podatków wtedy, gdy są one progresywne, czyli ściągane od osób bardziej majętnych. W przeciwnym wypadku, gdy mamy do czynienia z wyzyskiem podatkowym osób uboższych za pomocą degresywnego systemu fiskalnego, do świata kultury trafia mniej środków finansowych.
Dzieje się tak z kilku powodów. Po pierwsze, oczywiście, od mniej zamożnych można ściągnąć mniejsze podatki. Po drugie, rosnące nierówności społeczne powodują wzrost konkurencyjnych wydatków na systemy tzw. bezpieczeństwa, kontroli, inwigilacji, pacyfikacji, inkarceracji, czyli instytucje państwa policyjnego, chroniącego bogatych przed ubogimi. To w retoryce liberałów ekonomicznych jest tzw. państwo minimalne, mające chronić własność prywatną. Po trzecie, wzrost nierówności społecznych dotyka samego pola kultury, powodując koncentrację zarobków na kontach dyrektorów i menadżerów kultury przy jednoczesnym wyzysku szerokich rzesz niskoopłacanych artystek i pracownic kultury. Po czwarte, wzrost nierówności powoduje, że dostęp do dóbr kultury i sztuki staje się ograniczony, ekskluzywistyczny, a w efekcie sama sztuka zaczyna być negowana przez szersze masy społeczne jako niezrozumiała, perwersyjna, zdegenerowana – jej finansowanie traci społeczne poparcie.
Mamy w Polsce poważny problem ze sprawiedliwością podatkową. Ponieważ kultura jest utrzymywana z podatków, wniosek nasuwa się jeden: nawet najsłabiej opłacany pracownik kultury znajduje się w pozycji wyzyskiwacza opłacanego z eksploatacji klas pracujących, pracujących fizycznie, nie tylko umysłowo. Oczywiście w największym stopniu dotyczy to elit tudzież establiszmentu świata kultury, który jest ekonomicznie zróżnicowany w niemal równym stopniu jak całe społeczeństwo. Najubożsi przedstawiciele ludzi kultury znajdują się zarówno w pozycji wyzyskiwaczy, jak i wyzyskiwanych przez system podatkowy, będący częścią systemu ekonomicznego. Każdy może dokonać oceny, na ile w jego indywidualnej sytuacji socjoekonomicznej jest bardziej wyzyskiwaczem, a na ile wyzyskiwanym. Ta sytuacja szczególnie powinna skłaniać do refleksji nad nieracjonalnością i niesprawiedliwością obowiązującego obecnie systemu podatkowego jako źródła finansowania kultury, czyli pewnego subsystemu państwa. Rzadko jednak skłania. Świadomość ekonomiczna i znajomość systemu finansowania państwa jest wśród ludzi kultury bliska zeru. Mam wrażenie, że większość z nich kompletnie nie wie zarówno, czym jest podatek progresywny, jak i czym jest podatek majątkowy.
Dopóki kultura w Polsce będzie finansowana z opodatkowania głównie pracy, a nie majątków, i głównie dochodów, a nie zasobów, dopóty wszelki głos świata kultury będzie tylko pełnym hipokryzji wyrazem własnych interesów tego środowiska. Zbyt wiele mówi się w środowisku, na co wydawać pieniądze, zbyt mało natomiast, skąd, od kogo się je bierze. Potrzebny jest świadomy, zgodny z marksistowską analizą głos środowiska w myśl hasła „tax capital not labor”. Potrzebujemy wierszy o podatkach.
W tym kontekście niezwykle intryguje, dlaczego twórcy wolą pracować nad własnym ekskluzywnym systemem emerytalnym, zamiast uczestniczyć w walce o skonsolidowany, powszechny, uniwersalny i finansowany z budżetu system emerytury obywatelskiej, która tak jak powszechne ubezpieczenia zdrowotne objęłaby wszystkich, także twórców. Tym bardziej, że byłaby to walka dość łatwa. W polskim systemie prawnym istnieje już emerytura obywatelska, tylko nazywa się inaczej. Każdy Polak, także artysta, niezależnie od tego, jak mało zarobi w swoim życiu, ma prawo do emerytury minimalnej, wystarczy spełnienie jednego warunku, czyli odpowiednio długiego stażu okresów składkowych. Wystarczyłoby zatem podjąć starania, polityczną walkę, by świadczenie to było – po pierwsze – wyższe, a po drugie – łatwiej dostępne, zwłaszcza dla osób zatrudnionych w prekarnych warunkach pracy, w tym twórców i artystek.
Finansowanie służby zdrowia, rent i emerytur z opodatkowania pracy jest nieefektywne i należy walczyć o jego zmianę. Nie ma żadnych powodów, dla których nie mogłyby one być finansowane z budżetu tak jak szkolnictwo, infrastruktura drogowa, wojsko, policja. Dotyczy to zwłaszcza emerytur obywatelskich, przy założeniu, że główną funkcją systemów emerytalnych jest zwalczanie ubóstwa seniorek, a nie starość pod palmami.
Praktyka: Obecny system nie jest taki zły, jak się wydaje, trzeba tylko wiedzieć, jak funkcjonują jego poszczególne elementy. Po pierwsze, składek ZUS można nie płacić w ogóle, podpisując nieoskładkowane umowy o dzieło, autorskie lub licencyjne. Robi tak wiele poetek. Konsekwencją jednak jest brak ubezpieczeń. Ale i na to jest rada.
Po drugie zatem, najprostszym, najmniej kłopotliwym i najtańszym sposobem na uzyskanie dostępu do publicznych ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych są obowiązkowo oskładkowane umowy-zlecenia. Oczywiście nie jedynym. Wystarczy systematycznie podpisywać niskopłatne, ultraśmieciowe i trwające co najmniej pełen miesiąc umowy-zlecenia, by na okres ich trwania uzyskać status osoby ubezpieczonej.
Mechanizm zarządzania umowami śmieciowymi, w skrócie ZUŚ, polega zatem na prekarnej pracy zarobkowej w ramach umów nieoskładkowanych, czyli o dzieło lub autorskich, uzupełnianej regularnie powtarzanymi obowiązkowo oskładkowanymi umowami-zleceniami obejmującymi rozmaite mikroprace. Możliwe nawet jest i sprawdzone w praktyce podpisywanie umów-zleceń na jedynie jedną złotówkę miesięcznie, od której odprowadzane jest co miesiąc 39 groszy składek, uprawniających do ubezpieczenia zdrowotnego. Ale nie tylko, bowiem w zależności od płci po 20 lub 25 latach pracy na takich warunkach powinno się móc na gruncie istniejących obecnie regulacji uzyskać uprawnienia do najniższej gwarantowanej emerytury, która na dzień dzisiejszy wynosi około 1100 zł. W obecnym systemie jest ona odpowiednikiem emerytury obywatelskiej. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę, że do jej uzyskania wymagane jest wypracowanie odpowiednio długiego stażu okresów składkowych, a nie odpowiednio wysokie składki. Podkreślmy: poniżej pewnego poziomu ekonomicznego lepiej inwestować w długość okresów składkowych niż w wysokość składek. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza po skończeniu trzydziestki.
Stefan Paweł Załęski
Bezrobotny pracodawca, płatnik składek, bezproduktywny odpad procesu edukacyjnego trzeciego stopnia.
Zobacz inne teksty autora: Stefan Paweł Załęski
Szkice krytyczne
Z tej samej kategorii: