Dużo ostatnio pojawiło się książek – i prozą, i poetyckich – poświęconych śmierci któregoś z rodziców, zwłaszcza ojców. Można wręcz odnieść wrażenie, że świat literacki pogrążył się w swoistej prywatnej żałobie. Wiele autorek i autorów weszło w wiek, w którym rodzice od nich odchodzą na zawsze, nic dziwnego zatem, że napotykamy kolejną funeralną pozycję.
To jest jednak pozycja szczególna. Wcale ironicznie nie próbuje podważać pozycji „Matka odchodzi” wiadomego poety, choć mottem z tego utworu się otwiera. Tomik Michała Szymaniaka jest bowiem otwarty na recenzenckie natręctwo porównywania, bo autor ma całkowitą świadomość tego, w jakich kontekstach kultury pisze.
A pisze bardzo ciekawie. Rozpisuje swoje „treny” poświęcone śmierci matki na różne teksty współczesnej kultury. Przy czym maski, które co i raz zakłada, jakby przymierzał się do wypowiedzenia swojego jednostkowego doświadczenia, wytracają prześmiewczy charakter i stają się przekonującym i przejmującym (mnie bardzo) wyrazem ambiwalencji uczuć wobec osoby żałoby.
[…]
na jej widok odwracamy głowy
zamiast oczu czarny pasek
zamiast nosa pordzewiała zjeżdżalnia
zębów brak same dziąsła miękkie
jak rozgrzana plastelina
na pytanie co się stało odpowiada
zabierzcie mnie stąd
powybijali mi wszystkie
zabierzcie mnie stąd
[…]
(„sny”)
Oszczędność poetyki SMS-a, banalizm języka poradników czy listów czytelników z popularnego „Bravo”, samozwrotność idiolektu gier komputerowych czy trywialny patos gazetek serialowych wydają mi się dobrze rejestrować poczucie bezradności, z jaką Szymaniak je wykorzystuje. A kreując postać matki jako „superstarej”, wprawia mnie bardziej w zakłopotanie niż w zdystansowane odreagowywanie chichotem.
wraca zziajana z pracy w przepoconych rajstopach z oczkiem na
łydce oczkiem które widzi wszystko. siaty ciężkie mało rąk mi nie
urwą podczas jechania windą myśli superstara i wysiada. po przejściu
przez próg zakupy rzuca na podłogę kładąc duży nacisk na to by nie
urwały jej rąk. szybko biegnie do łazienki usiąść na kiblu i w spokoju
wykorzystując chwilę samotności zrobić siku leczpodczas sikania
myśli jej po głowie krążą. co zrobić co jeszcze zostało do zrobienia
i jak z tym wszystkim zdążyć przed jutrem. jej największy lęk ma
następujący kolor: nic nie zostało zrobione a potem trzeba szybko
zrobić wszystko.
(„SUPERSTARA S01E03 – odcinek w którym superstara ratuje kotleta przed spaleniem”)
„Superstara”, w którą wpisuje Szymaniak matkę, to antybohaterka znajdująca się na antypodach Matki Polki Karmicielki. To niezwykle sugestywna figura żałosnej alkoholiczki, która zmaga się ze swoim niedopasowaniem do uwewnętrznionych przez nią samą oczekiwań wobec niej. Jej bełkotliwe monologi, mistrzowsko u Szymaniaka zlewające się z pompatycznym bełkotem kultury masowej, to zapisy relacji rzeczywistych, stworzone z okruchów różnych sytuacji, jakże często wstydliwych, a nawet obrzydliwych. To wyraziście zbudowane opisy napięcia, jakie wytwarza swoista gra sił przyciągania i odpychania, przywiązania i czułości, często bardzo delikatnej, z momentami brutalnego zerwania. Szymaniak pokazuje, jak trudno i niemożliwie jest kochać matkę – opresyjną, opryskliwą, a jednak starającą się o czułość i uwagę syna – i jak wiele bólu wywołuje ostateczne z nią rozstanie.
[…]
synu
pamiętaj żeby posprzątać pokój
chyba nie chcesz żyć w takim syfie
zostało mi już tylko kilka ostatnich wdechów
mój przydział powietrza na świecie właśnie się kończy
nauczyłam cię jak się obiera ziemniaki
więc mogę już sobie odejść
mam w garsonce dziury
przez które rzeczy wpadają mi do innego wymiaru
łap je
(„ostatnie słowa mojej matki”)
Podziwiam więc niezwykłą odwagę Autora, zwłaszcza w kreacji piety na wspak („do matki polki), w której umiejętnie stosuje wstrząsającą puentę. Podoba mi się wprowadzanie nastroju rodem z horrorów w wierszach opisujących jakby męczące koszmary o powracającej ciągle postaci matki, która wciąż nawiedza przestrzeń pamięci, reaktywując upiorną żałobę w miejscu, w którym pustka nie może nigdy wypełnić straty. Doceniam też subtelne poprowadzenie wątku inicjacji chłopca wchodzącego w dorosłość, np. w znakomitej trawestacji w „balladzie o chłopcu. z morałem”. Udaje się moim zdaniem Szymaniakowi napisać coś więcej o figurze matki, tak ostatnio często obecnej w wielu utworach literackich, a także o samej pracy żałoby, której wymownym świadectwem jest przecież ten tomik.
Michał Szymaniak, Dziury w policzkach, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2018.
Maria Cyranowicz
(1974) Poetka, krytyczka, pedagog, autorka pięciu tomików poetyckich. Sygnatariuszka Manifestu Neolingwistycznego. W 1999 roku otrzymała Nagrodę im. L. Frydego dla krytyka roku. Artykuły publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, Tekstach Drugich, Czasie Kultury, Bez Dogmatu, Fa-arcie, Twórczości, antologii Rodzinna Europa. Pięć minut później. Współredaktorka – wraz z Pawłem Koziołem – książki Gada !zabić? pa]n[tologia neolingwizmu oraz (z Joanną Mueller i Justyną Radczyńską) antologii poezji kobiet Solistki (obydwie pozycje wydane przez Staromiejski Dom Kultury). Doktoryzowała się w Zakładzie Literatury XX wieku na Wydziale Polonistyki UW. Obecnie w ramach Kursu Kreatywnego Pisania w Instytucie Badań Literackich PAN prowadzi zajęcia z pisania form dziennikarskich. Uczy języka polskiego w warszawskich gimnazjach i liceach.
Zobacz inne teksty autora: Maria Cyranowicz
Recenzje
Z tej samej kategorii: