Z dedykacją:
wszystkim osobom, które kocham
i mam zaszczyt być przez nie kochanym.
Wstęp
Napisanie tego tekstu nie było dla mnie łatwe, nie dlatego, że o poliamorii niewiele można powiedzieć, ale dlatego, że jest to temat bardzo obszerny. Z tego powodu postanowiłem skoncentrować się na wybranych i moim zdaniem ważnych zagadnieniach związanych głównie z jej praktyką.
Tytułem wstępu wyjaśnię znaczenie kilku terminów, które pojawiają się w tym tekście. Wydaje mi się to konieczne z uwagi na brak jednomyślności co do ich znaczenia, a także dyskusyjną zasadność posługiwania się nimi w polskich publikacjach ostatnich lat.
Słowa: wielomiłość i poliamoria są dla mnie równoznaczne, przez co pojawiać się będą zamiennie, a rozumiem przez nie praktykę, chęć lub akceptację zaangażowania w relację/związek miłosny z więcej niż jedną osobą w tym samym czasie, za zgodą i wiedzą wszystkich tworzących daną relację/związek miłosny osób. Jest to nawiązanie do (istniejącej do 24.10.2014 roku w polskiej wersji Wikipedii) definicji poliamorii.
Osoba poliamoryczna to ważny w mojej ocenie termin w rozmowach na temat wielomiłości. Oznacza on osobę o otwartej postawie wobec miłości. Postawie, w której nieistotna jest liczba osób, które obdarza ona miłością, jak również przez które jest nią obdarzana. Zatem ważne są tu miłość i umiejętność kochania w tym wypadku więcej niż jednej osoby w tym samym czasie. Praktyka poliamoryczna lub jej brak – czyli pozostawanie bądź niepozostawanie w związku lub związkach – nie jest do takiego określania się konieczna. Porównać to można do posiadania jednej z orientacji seksualnych. Na przykład fakt, że nie jestem obecnie w relacji z mężczyzną, a opisuję się jako mężczyzna i moje zainteresowania czy potrzeby seksualne realizowałem i mam zamiar realizować wyłącznie z mężczyznami, nie oznacza, że nie jestem gejem (jeśli tak właśnie się opisuję).
Poliamoria
Chciałbym opowiedzieć nieco o wielomiłości/poliamorii tak, jak ją widzę, czuję i rozumiem. Najchętniej posługiwałbym się słowem ‘miłość’, pomijając przedrostki: ‘mono-‘, ‘poli-‘, ‘wielo-‘, ponieważ tak używam go w codziennym życiu. Dla mnie wyłączność, pojedynczość, wielość nie są wartościami samymi w sobie. A i sama miłość, jak się przekonałem, do sprawy ilości, czy to jej „obiektów”, czy jej „źródeł”, podchodzi bardzo otwarcie, co nie znaczy wcale, że lekceważąco. Z uwagi jednak na to, że część osób czyni to rozróżnienie, a tekst dotyczy pewnego określonego aspektu miłości, aby zostać należycie zrozumianym, dostosuję do tego swój język.
Poliamoria jest zjawiskiem mającym swój koloryt i nie sposób omówić ją wystarczająco dobrze, nie czyniąc z tego tekstu grubej książki. Dlatego też będę wypowiadał się tu w swoim własnym imieniu, nie jako reprezentant środowiska osób poliamorycznych w Polsce do czego – między innymi z uwagi na wspomnianą różnorodność – nie czuję się uprawniony. Na marginesie, chcę zwrócić uwagę na coś, czego się często nie dostrzega: że różnorodność występuje też w przypadku związków/relacji monogamicznych, które z całą pewnością nie są monolitami, jak niektórzy chcieliby je widzieć. A to choćby z uwagi na ograniczenia znaczeniowe, jakie są monogamii niejednokrotnie nadawane, co wyklucza z jej kręgu całe, niemałe grupy ludzi. Jak wiemy, niektóre środowiska zawężają możliwość tworzenia relacji, związków, zawierania małżeństw wyłącznie do osób odmiennej płci. Bardzo różnie bywa postrzegana choćby równość płci i związany z nią podział ról społecznych. Uważam, że nie ma jednej, jednorodnej monogamii, podobnie jak nie ma i jednej poliamorii.
Sam termin „poliamorii” – zaznaczam, termin (!), a nie istnienie relacji wielomiłosnych – pojawił się w Polsce zaledwie kilka lat temu (w roku 2009), budząc wiele różnych emocji. Napisano kilkadziesiąt artykułów na ten temat, najczęściej próbowano w nich poliamorię patologizować, umieszczając w „katalogu zboczeń”, parafilii. Nierzadko łączono z rozwiązłością i brakiem zasad. Innym razem za pomocą „argumentów” niemających umocowania w badaniach naukowych czy praktyce, a popartych jedynie projekcją własnych wyobrażeń, tytułem naukowym lub zawodowym, starano się wykazać, że kochanie kilku osób jednocześnie w tym samym czasie nie jest możliwe. Osobom poliamorycznym zaś przypisywano niedojrzałość psychiczną czy społeczną, różnego rodzaju zaburzenia i dysfunkcje. Przyznam, że miałem i mam tu skojarzenia z tym, co spotykało i ciągle jeszcze (ze smutkiem) spotyka osoby nieheteroseksualne również w Polsce.
Jednym z takich sztandarowych przykładów był dla mnie wywiad Poliamoria to bzdura, jaki Dorota Wodecka przeprowadziła z prof. Wiesławem Łukaszewskim, który ukazał się w „Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej” (01–02.02.2014). Powstała do niego polemika, którą miałem przyjemność koordynować, a której „Gazeta Wyborcza” nie opublikowała – Bzdury o poliamorii – zbiorowego autorstwa: Katarzyny Grunt-Mejer, Agnieszki Weseli, Katarzyny Michalczak oraz Marcina Marii Bogusławskiego (osoby zainteresowane mogą zapoznać się z nią na stronach Racjonalisty.tv).
Warto tu wspomnieć, że największe zasługi w rozpropagowaniu terminu poliamorii w Polsce miały właśnie osoby ją atakujące. Przyznam, że na akcję promocyjną w takiej skali, jak miało to miejsce w polskich mediach w latach 2013–2014 (jeśli chcieć ją przeprowadzić samodzielnie), trzeba by posiadać znaczący budżet, tymczasem uczyniono to bezpłatnie! Dlatego specjalne podziękowania należą się tu Redakcjom: „Rzeczpospolitej”, „Frondy”, „Gazety Wyborczej” i „Newsweeka”. Te niezamierzone (zdaję sobie z tego sprawę) działania skonsolidowały przy okazji środowisko osób poliamorycznych w Polsce. A gdyby nie napastliwe, pseudomerytoryczne publikacje, to osób, które opisują się jako poliamoryczne, byłaby w Polsce zaledwie garstka. Niewykluczone, że za kilka miesięcy poliamoria zostanie włączona do grupy „wrogów publicznych” i przekroczy kolejny próg popularności. Jeśli jednak tak się nie stanie i trwająca od drugiej połowy 2014 roku względna cisza medialna będzie się utrzymywała, to nie tyle idea wielomiłości (bo ta jest odbiciem potrzeb części ludzi i jako taka nie zniknie), co sam termin stanie się bardzo niszowy, ograniczając się do niewielkiej liczby osób, które w opisywaniu siebie i swoich relacji będą go używały.
Pojawienie się terminu poliamorii w „przestrzeni medialnej” wywołało jeszcze inne zjawisko. Poliamoria zaistniała również jako inspiracja dla młodych polskich twórczyń i twórców, mam tu na myśli choćby:
wystawę fotografii Krystiana Lipca Między nami w Galerii Obok ZPAF z marca 2015 roku,
utwory muzyczne polskich formacji: Pochwała poliamorii – TopLes; Poliamoria grupy Cztery metry od chodnika,
filmy Sekrety miłości w reżyserii Krystiana Matyska oraz Poli w reż. Łukasza Kamińskiego. Reżyser wraz z Aleksym Komorowskim (odtwórcą roli Miłosza) poświęcili mi kilka godzin na bardzo ciekawą rozmowę i dyskusję na temat filmu. Jestem im za to szalenie wdzięczny!
sztuki teatralne: 33 SZTUKA w reż. Agnieszki Małgowskiej oraz POLIAMORIA w reż. Eryka Makohona. Miałem okazję być z kilkunastoosobową grupą osób poliamorycznych z Warszawy na premierze tej ostatniej w Krakowie. Spektakl oraz możliwość dyskusji i wymiany spostrzeżeń po spektaklu z Zespołem Krakowskiego Teatru Tańca uważam za wyjątkowe.
Wymieniłem tu jedynie kilku znanych mi współczesnych polskich twórców i twórczyń, co nie znaczy wcale, że to koniec inspiracji miłością do więcej niż jednej osoby, jaka była obecna w polskiej sztuce zarówno w ciągu ostatnich lat, jak i wcześniej.
Jeśli natomiast „głowę wychylimy” poza nasze „polskie podwórko” – do czego zresztą gorąco zachęcam – sytuacja wygląda już dużo bogaciej, barwniej.
Sztuka to bardzo ważny element składający się na życie człowieka zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Pozwala ona m.in. na wolne wyrażanie myśli, ale też bezpieczniejszą, pozbawioną lęku, mniej skrępowaną (nacechowaną wolnością) ekspresję m.in. odczuć, obaw, nadziei, radości i marzeń. Myślę, że stanowi także swoisty zawór bezpieczeństwa, ale i inkubator idei i pomysłów. Dlatego również i z tego powodu pochylenie się sztuki nad poliamorią uważam za niezwykle istotne i wartościowe. Ze swojej strony deklaruję tu w miarę możliwości czasowych dobrą, merytoryczną rozmowę z twórczyniami/twórcami, których tematyka poliamorii (wielomiłości) zainteresowała, zainspirowała.
Praktyka
Garść refleksji o praktyce życia osób poliamorycznych, na podstawie doświadczeń własnych i (anonimowo) osób, jakie w związku z poliamorią poznałem:
1. Cudowna formuła. Nie ma jednej, cudownej, uniwersalnej formuły relacji zapewniającej 100 % pewności, satysfakcji, trwałości, bezpieczeństwa, miłości czy szczęścia. Bajki zazwyczaj kończą się „i żyli długo i szczęśliwie”, w rzeczywistości piękne chwile przeplatają się z tymi „pięknymi inaczej”. Choćby różnice zdań, spory są częścią relacji i wbrew temu, co potocznie się sądzi, nie są z natury destruktywne dla związków, a wręcz mogą przynosić im korzyść. Warunkiem jest to, że potrafimy te problemy rozwiązywać – konstruktywnie rozwiązywać.
Chciałbym zaznaczyć, że poliamoria nie jest dla monogamii konkurencją, a związek wieloosobowy nie pretenduje do zajęcia miejsca pary monogamicznej. Wg mnie monogamia jest dla wielu osób dobrym wyborem, spełniającym ich potrzeby. Tak, dla części ludzi z pewnością, jednak nie dla wszystkich. Czy są części wspólne tych „zbiorów”? Moim zdaniem tak, dlatego zachęcam do szukania takich wspólnych obszarów. Te widziałbym w etyce, bowiem wbrew dość powszechnym opiniom stanowi ona kluczowy, podstawowy warunek poliamorii. A mam tu na myśli choćby wierność – rozumianą jako dotrzymywanie umów, jakie z kimś zawarliśmy, które zarówno w monogamii, jak i poliamorii stanowi wartość. Analogicznie jest z przeciwieństwem wierności – zdradą (łamaniem umów). Brak wierności – zdrada w obu typach tych formuł relacyjnych jest odbierana negatywnie. Kolejnym istotnym terminem jest miłość, która konstytuuje związki w obecnych czasach w tej części świata. Warto pamiętać, że w wielu kulturach małżeństwa są wciąż aranżowane na przykład przez rodziców.
Dodatkowo, miłość jest syntezą cnót moralnych, które są na tyle zbieżne (w monogamii, poliamorii), że umożliwiają porozumienie i zgodne, społeczne funkcjonowanie osób, które wybrały dla siebie te dwa, różne rozwiązania dla relacji partnerskich. Chciałbym wspomnieć tu jeszcze o jednej grupie ludzi – singlach, a szczególnie poliamorycznych singlach. Czy to sprzeczność – poliamoryczny singiel/singielka? Moim zdaniem – nie. Umiejętność kochania więcej niż jednej osoby i tworzenia z nimi intymnych relacji nie musi skutkować na przykład prowadzeniem wspólnego gospodarstwa domowego czy też rezygnacją z własnych upodobań – choćby do samotności, pasji, zainteresowań zawodowych czy pozazawodowych, których intensywność skutkuje wyborem singielskiego życia. Powodów, dla których ludzie żyją w ten sposób, jest wiele i z całą pewnością nie wyczerpałem tu całego ich katalogu. Kończąc ten wątek, chciałem zaznaczyć, że złudzeniem jest myślenie, iż poliamoria zwalnia od odpowiedzialności czy też konieczności dokonywania wyborów dotyczących relacji lub osób w tych relacjach obecnych. Istnieje w nich i odpowiedzialność, i konieczność dokonywania często niełatwych i nie zawsze komfortowych wyborów. Związki poliamoryczne nie są dla wielu osób łatwe, część z nich się zwyczajnie nie udaje i nie różnią się one, moim zdaniem, w istotny sposób od związków monogamicznych.
2. Relacja z samą/samym sobą. Zrozumienie tego zajęło mi trochę czasu. Jednak dzisiaj, również z perspektywy własnych doświadczeń, stwierdzam, że warto rozważyć – niezależnie od relacji, w jakich pozostajemy – traktowanie siebie jako ich istotnego, autonomicznego podmiotu. Dla sporej części ludzi absolutnie związek nie może być „wiązaniem”, czy co gorsza „więzieniem”, a miłość w nim powinna być – wbrew powszechnie funkcjonującemu powiedzeniu „w niewoli miłości” – wolnością! Wspomniałem o autonomii, aby pochylić się nad tym terminem i to w kontekście innych moim zdaniem ważnych w poliamorii terminów: jawności/transparentności, wzajemnego szacunku, etyczności. Osoby zainteresowane szerzej tymi zagadnieniami odsyłam do swojego tekstu Autonomia z poliamorią w tle. Zarzuty, jakie pojawiają się niejednokrotnie w związku z tematem „autonomii”, to stwierdzenia, że jest ona wyrazem braku odpowiedzialności czy dowodem braku dostatecznego zaangażowania uczuciowego. Moim zdaniem, warto ich wysłuchać z szacunkiem, jeśli pochodzą od osób, z którymi pozostajemy w relacji, relacjach. Nie pokuszę się tu jednak o podanie jednego, „złotego rozwiązania”, a zachęcałbym do rozmów pomiędzy zaangażowanymi osobami i szukania możliwych (!) i satysfakcjonujących rozwiązań. Warto mieć świadomość, że ich wynik nie zawsze jest zwieńczony sukcesem i przynajmniej ja nie widzę istotnych różnic pomiędzy relacjami poliamorycznymi a monogamicznymi w tym względzie.
3. Termin poliamorii nie jest workiem bez dna, a częścią większego zbioru – konsensualnej niemonogamii. Problemem bywa tu moim zdaniem ograniczony język – brak nowych określeń. Dlatego też rozszerza się znaczenie słów już istniejących, wprowadzając mętlik znaczeniowy utrudniający komunikację, a w efekcie życie. Co do sedna jednak, tak naprawdę nieistotne, czy spełnia się wymagania definicyjne „osoby poliamorycznej” czy „poliamorii”. Co w takim razie jest tu ważne? Znalezienie dla siebie i swojej relacji takiej formuły oraz wprowadzenie i przestrzeganie takich zasad, które sprzyjać będą na przykład szczęściu czy rozwojowi tych, którzy w danej relacji pozostają. Czuję się szczęśliwy, widząc udane związki, a w nich szczęśliwych ludzi. Czy to tak naprawdę istotne, czy żyjemy na przykład jako single, w anarchii relacyjnej, związkach poliamorycznych, otwartych, czy monogamicznych? Wg mnie przed formułą relacji – są ludzie! Sporo zamieszania w tym względzie uczyniła książka autorstwa Dossie Easton i Janet W. Hardy Puszczalscy z zasadami… W mojej ocenie, choć uważam ją za dobrą i merytoryczną, nie jest to książka poświęcona tylko i wyłącznie poliamorii (choć za taką uchodzi), o czym świadczy choćby jej pełny (!) tytuł: Puszczalscy z zasadami. Praktyczny przewodnik dla miłośników poliamorii, otwartych związków i innych przygód. Swoje poglądy w tej kwestii zawarłem w dyskusji – analizie terminu „poliamorii” dostępnej na stronie Philianizm.pl (osoby zainteresowane odsyłam do zapoznania się z nią – pkt.10 „Definicja”).
4. Irracjonalny lęk przed poliamorią (polifobia) – irracjonalny, jeśli mamy na myśli poliamorię, a nie to, co tylko bywa nią nazywane, zaprzeczając jej fundamentalnym wartościom, choćby takim jak: zgoda, wiedza, jawna relacja miłosna z więcej niż jedną osobą, przestrzeganie zasad. „Poliamoria zniszczy monogamię”. Czyżby?! W założeniach poliamorii nie ma potępienia monogamii czy poczucia wyższości w stosunku do niej – co jest jej niejednokrotnie przypisywane. Niesłusznie! Relacje monogamiczne są traktowane jako równoprawna forma relacji – jeśli to one właśnie tym konkretnym ludziom odpowiadają, spełniając ich potrzeby i oczekiwania. Z tego punktu widzenia bronię monogamii, podobnie jak życia singielskiego – jeśli są one świadomym, dobrowolnym, ludzkim wyborem. Ukazywanie wyższości jakiejkolwiek formy relacji nad inną uważam za m.in. wyraz ignorancji i braku szacunku dla ludzkich wyborów.
5. Życie na cenzurowanym. To subiektywne odczucie, z którym wielokrotnie spotykałem się w wypowiedziach osób poliamorycznych opowiadających o postrzeganiu ich relacji przez niektóre osoby niepoliamoryczne. O ile ludzie w relacji monogamicznej mogą mieć problemy i nie jest to zazwyczaj traktowane jako dowód na złe założenia monogamii, czy też zaprzeczenie przez nią ludzkiej naturze, to w przypadku poliamorii bywa często inaczej: w trudnościach upatruje się „dowodu” na brak możliwości szczęśliwego, udanego, satysfakcjonującego życia w relacji poliamorycznej. Praktyka pokazuje jednak, że takie myślenie nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości, że istnieją zarówno udane, jak i nieudane relacje monogamiczne i poliamoryczne. I tu, i tam spotkać można ludzi poszukujących z różnym skutkiem życiowych partnerów. Z moich obserwacji wynika, że w relacjach poliamorycznych jest to, co prawda, trudniejsze z uwagi na większą liczbę osób i ich wzajemnych interakcji. Jednak sednem udanych relacji czy to tych mono-, czy poliamorycznych okazuje się nie forma, a przede wszystkim ludzie, którzy takie relacje tworzą.
6. Zrozumienie. Warto zdawać sobie sprawę, że choć wiele osób posługuje się terminami takimi jak: miłość, związek, seks, wierność, poliamoria itd., to ich znaczenie dla poszczególnych osób jest często różne. Dlatego warto dopytać, co konkretna osoba ma nam za ich pomocą do przekazania i sprawdzać to co pewien czas – bowiem zmieniamy się, a wraz z tym ewoluują i znaczenie, i rozumienie słów. Dlaczego warto? By nie okazało się, że budujemy razem przysłowiowy, jeden dom, ale wg różnych pomysłów, projektów.
7. Postrzegam poliamorię jako poszerzenie spektrum możliwości ludzi na obecność w ich życiu osób (więcej niż jednej!), które wzajemnie się wybrały, pokochały, które chcą żyć w bliskich, intymnych relacjach, komponując i dostosowując ich formułę do własnych możliwości(!) i potrzeb w danym czaso-okresie życia.
8. Przyjaźń. Duże nadzieje wiążę również z pojęciami przyjaźni i philianizmu. Mogą być one także korzystnym rozwiązaniem dla części osób, które zdecydowały się na życie w relacji monogamicznej (jako z tzw. związkiem głównym) z wyłącznością seksualną i jednoczesnym zachowaniem swoich dotychczasowych, często wieloletnich przyjaźni, bez konieczności ich redukowania, ale też z możliwością budowania nowych. Korzystając z okazji, chciałbym wspomnieć o Marcinie Marii Bogusławskim, któremu z całą pewnością wiele właśnie w tej tematyce zawdzięczam. Czy to za sprawą jego tekstów, naszych barwnych rozmów, czy nieskrępowanych dyskusji. Czytelniczki i czytelników zachęcam zaś do zapoznania się z publikacjami jego autorstwa i to nie tylko tymi poświęconymi poliamorii.
9. Poli-spotkania, grupy wsparcia, pomoc terapeutyczna. W ciągu ostatnich 5 lat wiele osiągnięto w tym względzie. Co miesiąc w Warszawie, a ostatnio w Krakowie odbywają się spotkania osób poliamorycznych. Uważam to za bezcenne, bo literatura, choć ważna, nie jest w stanie zastąpić tego typu kontaktów, potrzebnych wielu osobom „żywych dowodów” – ludzi, wymiany doświadczeń i spojrzeń na te same sprawy, poszerzenia perspektywy.
Dzisiaj zainteresowani mogą korzystać również z indywidualnej pomocy profesjonalnych coachów, terapeutek i terapeutów afirmatywnie (akceptująco) pracujących z osobami i relacjami poliamorycznymi (http://www.philianizm.pl/pomoc-grupy-wsparcia). Działają także dwie grupy wsparcia w Warszawie: „Andromeda” – prowadzona przez Izabelę Jąderek oraz „Plejady” – prowadzona przeze mnie. Korzystając z okazji, chciałbym serdecznie podziękować osobom współpracującym z Philianizm.pl, a szczególnie: Danielowi Bąkowi, Marcinowi Bogusławskiemu, Bartłomiejowi Dobroczyńskiemu, Monice Goworek, Katarzynie Grunt-Mejer, Grzegorzowi Iniewiczowi, Danielowi Jabłońskiemu, Izabeli Jąderek, Marcie Kosińskiej, Agacie Loewe, Katarzynie Michalczak, Wioletcie Tuchowskiej, Agnieszce Weseli, które wsparły swoją mądrością, wiedzą naukową, ale i odwagą (bo w Polsce wciąż wymaga to odwagi) działania sprzyjające niwelowaniu uprzedzeń i stereotypów dotyczących osób poliamorycznych – grupy ludzi, ludzi (!).
10. BHS (Bezpieczeństwo i Higiena Seksu) – mówienia, pisania o tym nigdy dosyć. Wychodzę z założenia, że jednym z najlepszych zabezpieczeń jest „zdrowy rozsądek”. Jednak to, co nazywamy zdrowym rozsądkiem, jest bardzo subiektywne i często z tego powodu niepewne, obarczone dużym ryzykiem. Z tego punktu widzenia bardzo ciekawy (i praktyczny!) wydaje mi się Rozdział 11 – Żeby seks był bezpieczny – książki Puszczalscy z zasadami. Praktyczny przewodnik dla miłośników poliamorii, otwartych związków i innych przygód, autorstwa Dossie Easton i Janet W. Hardy. Czy seks może być całkowicie bezpieczny, a jedynie/aż bezpieczniejszy? To pytanie nie nawołuje do tego, by seksu nie uprawiać w ogóle, ale zwróca uwagę (i tu posłużę się cytatem z w/w książki), że: „Niezależnie od tego, jakiej jesteś orientacji, co praktykujesz i niezależnie od Twojego współczynnika ryzyka, nieostrożny seks może Cię zabić. A to oznacza, że musisz chronić siebie i swoich partnerów”. Gorąco zachęcam do uczciwego, pogłębionego studium tej sfery własnego życia!
11. Granice, umowy. Granice źle nam się często kojarzą, zazwyczaj z ograniczeniami wolności. Proponuję spojrzeć jednak na nie z innej perspektywy – ochrony wolności. Kusząca jest idea życia, świata bez granic, okazuje się jednak, że to piękna utopia, choć nie chcę przez to powiedzieć, że utopie nie są potrzebne. Uznaję je za swego rodzaju „kierunkowskazy rozwoju”, zbiory wartości. Być może żyją gdzieś idealni ludzie pozbawieni wad, ja jednak takich nie spotkałem i sam z całą pewnością taką osobą nie jestem. Dlatego po kilku latach życia w sposób otwarty uważam, że zarówno ja, jak i osoby, które spotkałem, potrzebujemy granic, które warto wyodrębnić w swoim myśleniu o sobie i relacji. Granic, które dotyczą nas jako jednostek, oraz tych, które dotyczą związku czy związków. Czego nauczyłem się w tej kwestii m.in. na własnych błędach? Tego, że warto stawiać granice wyraźne i że często łatwiej jest coś dawać, niż odbierać, innym razem brać, niż oddawać. Również tego, że zmiany granic powinny być świadome, ewolucyjne i zgodne z tym, co czujemy, co czują osoby, które kochamy. Myślę też, że nauczyłem się pewnej wrażliwości na to, bym czy to ja, czy ktoś inny nie dawał więcej, niż tak naprawdę dać może.
Bardzo istotnym elementem relacji poliamorycznych (ale nie tylko poliamorycznych) są zawierane w nich umowy. O ile w przypadku par (diad) pewne sprawy regulują zapisy prawa i zwyczaje, o tyle w przypadku związków poliamorycznych brakuje jeszcze takich uregulowań, które zastępowane są właśnie przez wzajemne umowy. Niezwykle ważne jednak, by ich przestrzegać. Choć warto też zdawać sobie sprawę, że mimo najlepszych umów ich interpretacja (przez konkretne osoby) bywa różna. Z uwagi na dużą dynamikę relacji, obecność silnych emocji, niedostosowanie zamiarów do możliwości, brak swoistej dobrej woli do porozumienia i wzajemnej dbałości o dobro i szczęście wszystkich (!) osób, nawet najlepsze, bardzo przemyślane i precyzyjne umowy zwyczajnie zawodzą.
12. Nauczycielka Zazdrość. Zazdrość nie jest prostą emocją, a złożonym stanem emocjonalnym. Wg mnie nie chodzi o to, by jej nie doświadczać (nie wiem, czy to dla wszystkich możliwe i czy w ogóle możliwe), lecz o to, co z nią zrobimy, kiedy się pojawi. W takim wypadku rozsądnym jest niedoprowadzanie do sytuacji, w której to zazdrość panuje nad nami, a nie my nad nią. I choć trudno oddziaływać na nią bezpośrednio, możemy oddziaływać na jej przyczynę, którą często jest strach i jego pochodne. A to wymaga już odwagi i szacunku. Odwagi choćby do tego, by przyznać się, że jesteśmy zazdrośni, że się boimy itp. Szacunku zaś dla siebie samej, samego, ale i ze strony partnerek, partnerów, jeśli takie wyznanie słyszą. Interesujące jest podejście do tego tematu ze strony niektórych osób poliamorycznych, z jakim się zetknąłem. Zazdrość traktują oni jak nauczycielkę, wymagającą nauczycielkę. Jedna z częstych lekcji? Zazdrość tkwi we mnie – a nie w mojej partnerce czy partnerze – jeśli to ja jestem o nią, o niego zazdrosny.
13. Jak otworzyć związek? Co jeśli nasz partner czy partnerka nie są na to gotowi? Z tymi pytaniami spotykam się często również w swojej praktyce terapeutycznej i odpowiedź na nie nie jest łatwa. Dlaczego? Ponieważ sami ludzie, ich potrzeby, wyznawane wartości, ale i przyzwyczajenia są nie dość, że różne, to jeszcze zmienne w czasie, zależne od tego czego aktualnie doświadczają w życiu. Moje obserwacje wskazują jednak na kilka bardzo ważnych elementów. Są nimi wzajemny szacunek, zaufanie i brak pośpiechu (co nierzadko bywa trudne, na przykład w sytuacji, kiedy doświadczamy intensywnych uczuć). Dobrze pasuje do tego zasada z Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach – „im wolniej, tym szybciej”. Bardzo trafnie wypowiadała się też na ten temat dr Katarzyna Grunt-Mejer w wywiadzie Miłość, seks i zazdrość w związku wieloosobowym – do lektury którego zachęcam. Przydatne okazuje się tu również wsparcie innych osób poliamorycznych, które chcą i potrafią dzielić się w tym względzie swoim doświadczeniem. Na początku drogi w poliamorii temat ten może wydawać się najtrudniejszy. Moje doświadczenia i obserwacje wskazują jednak na to, że dużo trudniejszym jest jednak późniejsze funkcjonowanie relacji poliamorycznej, co nie różni się jakoś diametralnie od relacji monogamicznych, bo i tu, i tam proza życia, codzienne problemy i ich rozwiązywanie okazują się często bardzo złożone i warto mieć tego świadomość.
14. Miłość z NRE (New Relationship Energy) w tle. Wg mnie miłość, podobnie zresztą jak seks, osadzone są w działaniu, doświadczaniu. Stąd zapewne zasłyszana przeze mnie myśl, „że dużo przyjemniej się je uprawia, praktykuje, niż o nich rozmawia, rozprawia”. Osobiście jestem zwolennikiem ich łączenia (łączenia myślenia, działania i doświadczania). A to z czysto pragmatycznego powodu – „by wiedzieć, co robię i by nie czynić sobie i innym szkody z powodu własnej i innych niewiedzy”. Bardzo różne jest rozumienie terminu ‘miłość’, bo wiele jest jej typologii, a w ramach tych typologii – definicji. W dodatku miłość w naszym życiu ewoluuje, na przykład za sprawą jej biochemicznego wymiaru (tzw. chemia miłości), choć nie jest to z całą pewnością jedyna perspektywa spojrzenia na nią (to by ją niepotrzebnie zubażało). Również my zmieniamy się – nabieramy doświadczenia, zmieniają się nasze poglądy, wreszcie, na przykład wraz z wiekiem – nasze preferencje i potrzeby.
Czym miłość jest dla mnie? Z tym pytaniem celowo pozostawiam Czytelniczki i Czytelników samych. Bowiem samodzielną odpowiedź na nie postrzegam jako niełatwy, ale bardzo cenny, może nawet konieczny wkład w budowanie własnego (!) człowieczeństwa.
Wiele osób bardzo silnie doświadcza zakochania i zdarza się, że tęskni za tego typu przeżyciami. W przypadku poliamorii jest ono możliwe wielokrotnie – z nowymi partnerkami, partnerami i bywa zarówno bardzo pozytywne, jak i niejednokrotnie kłopotliwe. Pozytywne m.in. o tyle, że pojawia się zjawisko NRE, czyli – abstrahując od niejasnego terminu energii w tym wypadku – chodzi tu o pozostawanie przez partnera czy partnerkę w fazie miłości – zakochania, którego przyczyną jest nowa osoba. Może ono oddziaływać pozytywnie na dotychczasowych partnerów/partnerki, jednak pod kilkoma warunkami. Niezaniedbywania dotychczasowych partnerów/partnerek, dobrego przypływu informacji, wreszcie występowania zjawiska kompersji – współradości. Problematyczne bywa to często z powodu braku umiejętności cieszenia się szczęściem innych, kiedy to nie my „jesteśmy jego bezpośrednim, intensywnym źródłem”, jak również w wypadku powstania zjawiska rywalizacji i związanego z nią lęku o możliwość utraty obecnego partnera czy partnerki. Temat jest obszerny, z konieczności jedynie sygnalizuję go w tym miejscu.
15. Hierarchia i anarchia relacyjna. To są dość złożone, ale i ciekawe kwestie. Praktyka życia osób poliamorycznych wskazuje, że choć nie ma w jej założeniach hierarchiczności, to jednak często pojawiają się takie zależności. Co dla niektórych niesie ze sobą korzyści (piszę to z pełną odpowiedzialnością – bo bywa to świadomym wyborem na przykład osób z klimatu /BDSM/, ale nie tylko ich), dla innych jednak wywołuje sytuacje uniemożliwiające harmonijne funkcjonowanie w złożonych relacjach – choćby w przypadku nieuzasadnionego uprzywilejowania którejś z osób. Temat ten, jak wspomniałem, jest złożony i sygnalizuję go tu jedynie – część tych zagadnień została omówiona w moim tekście pt. Odpowiedź na tekst Agnieszki Mrozik – Poliamoria nas wyzwoli, gdzie odnoszę się m.in. do paradygmatu „władzy w relacji”. Z tego punktu widzenia bardzo ciekawe wydają się założenia podobnej do poliamorii koncepcji stworzonej przez Andie Nordgren określanej jako anarchia relacyjna (RA – Relationship Anarchy).
Dyskutowałem swego czasu z osobami opisującymi się jako anarchiści relacyjni. Przyznam, że nie dostrzegłem istotnych różnic pomiędzy poliamorią a anarchią relacyjną, poza zaznaczeniem, że RA odcina się od jakiejkolwiek hierarchiczności. Myślę, że jest to temat na pogłębione studium założeń, ale i praktyk tych dwóch wyodrębniających się formuł konsensualnej niemonogamii.
16. Czy poliamoria jest legalna? Zaznaczam, że jest to moje prywatne zdanie, a nie wiążąca interpretacja prawa. Uważam, że dorosłe, świadome osoby mają prawo do konsensualnego i najlepszego w swoim rozumieniu kształtowania swoich związków, relacji z poszanowaniem obowiązującego w Polsce prawa. A w jego zapisach nie znalazłem zakazu kochania w tym samym czasie więcej niż jednej osoby, wspólnego życia, a jedynie zakaz zawierania związku małżeńskiego, o ile pozostaje się w związku małżeńskim. Sprawy ludzkiej aktywności seksualnej regulują zapisy Kodeksu Karnego – z którym praktyka poliamorii nie stoi w konflikcie. Zatem negatywne oceny poliamorii uważam za mające podłoże najczęściej religijne. A ponieważ art. 25, ust. 2 Konstytucji RP mówi: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym” – poliamoryści mają prawo do wyrażania własnych przekonań, jako że założenia poliamorii nie stoją w sprzeczności z obowiązującym w Polsce prawem i są częścią ich światopoglądu i filozofii.
17. Praca, aktywizm, przyszłość. Myślę, że osoby poliamorycznei czeka jeszcze dużo potrzebnej pracy. Dlaczego? M.in. dlatego, że jest to nowa i mało powszechna formuła relacji. I o ile choćby dla diady (pary) istnieją już przyjęte i ugruntowane prawa, obowiązki i zasady funkcjonowania, o tyle dla relacji konsensualnie niemonogamicznych (w tym poliamorycznych) nie ma wypracowanego konsensu co do formuł i zasad, w jakich się realizują. Namysł nad nimi to, póki co, rozproszone dociekania pojedynczych osób. Mających ciągle jeszcze nikłe oparcie w edukacji, sztuce, nauce, zapisach prawa. Co można i warto, moim zdaniem, robić w nadchodzących latach?
myślę, że cenny jest tu kontakt z osobami z innych krajów praktykującymi, znającymi i badającymi tę tematykę. A to z uwagi choćby na ciągle żywą pokusę uniformizacji i tworzenia społeczeństwa jednolitego ideologicznie, światopoglądowo i kulturowo w Polsce oraz irracjonalnego lansowania poglądu czy przekonania, że Polki i Polacy to bez wyjątku heteroseksualne, monogamiczne osoby, wyznania rzymsko-katolickiego, o prawicowych poglądach politycznych, jak też bez wyjątku konserwatywne obyczajowo. Każdą inną ewentualność tacy „apologeci” traktują jako objaw zaburzeń, choroby czy patologii – w związku z czym, ich zdaniem, można i należy takie osoby karać, nawracać czy leczyć. Zamknięcie się na taki kontakt skutkować może tym, że poliamoria w Polsce oznaczać będzie coś diametralnie różnego niż w innych krajach. Tymczasem termin ten ma już swoje określone znaczenie choćby w badaniach i publikacjach naukowych na świecie.
prowadzenie badań naukowych i stworzenie platformy do wymiany informacji między osobami reprezentującymi różne dziedziny nauki. To pomysł dr Katarzyny Grunt-Mejer (badaczki konsensualnej niemonogamii), który wart jest pochylenia się nad nim i wsparcia.
zorganizowanie w Polsce interdyscyplinarnej konferencji naukowej – poświęconej konsensualnej niemonogamii (w tym poliamorii).
merytoryczne publikacje poradnikowe oparte o doświadczenia osób, które żyją w różnego rodzaju relacjach konsensualnie niemonogamicznych. W tym te poświęcone etyce tego typu relacji, jak też ich styczności z monogamią.
wymiana doświadczeń rodziców dzieci z relacji osób poliamorycznych. Gdzie dobro dzieci postrzegane jest jako wartość niezwykle ważna, fundamentalna. Korzystanie przy tym z aktualnych (!) badań naukowych w tym zakresie.
kontynuacja spotkań osób poliamorycznych, zarówno tych o charakterze towarzyskim, jak i typowo wsparciowym (grupy wsparcia, dyskusje, wykłady, warsztaty) w celu wymiany informacji, doświadczeń, wspomnianego wsparcia, ale i ułatwienia kontaktu osobom, które taki sposób opisywania siebie i swoich relacji uznały za najlepszy, najtrafniejszy.
wreszcie szkolenie osób pracujących w tzw. zawodach pomocowych m.in. z zakresu: psychologii, terapii, seksuologii i coachingu, które będą w stanie służyć profesjonalnym, opartym o aktualną (!) wiedzę naukową (!) poradnictwem i pomocą osobom oraz relacjom poliamorycznym.
kilka słów o aktywizmie. Moim zdaniem aktywizm związany z poliamorią (choć oczywiście nie tylko z nią) przekracza możliwości jednej osoby i wcześniej czy później może skończyć się wypaleniem. Czego sam doświadczyłem, a co skutkowało (po 4 latach) moim wycofaniem się z tego typu działalności, jak też koniecznością bardziej ukierunkowanego angażowania mojego czasu, środków i energii. Osoby, które poczuły się tym zawiedzione, zdradzone (?), korzystając z okazji, chcę za to przeprosić. Przepraszam, proszę mi wierzyć, zrobiłem, co mogłem. Co do przyszłości, to myślę, że dobre wzorce można tu czerpać z działań środowisk LGBTQ. Uważam, że w dużej mierze i osoby poliamoryczne, i osoby LGBTQ jadą na przysłowiowym jednym wózku. Stąd i udział środowisk poliamorycznych m.in. w paradach równości.
18. Otwarta i niedokończona księga. Właśnie z otwartą księgą kojarzy mi się poliamoria. Otwartą i pisaną każdego dnia w wielu jej rozdziałach przez wiele osób jednocześnie. Dużo spraw w tym tekście jedynie zasygnalizowałem, dlatego pozwolę sobie wymienić inne, moim zdaniem ważne, ale już tylko hasłowo: kompersja (współradość), pierwsze kroki w wielomiłości, coming out, związki na odległość, biseksualne osoby poliamoryczne, mono-poli (relacje osób poliamorycznych z osobami monogamicznymi), ‘mieszkać razem czy osobno’, dzieci w relacjach poliamorycznych, finanse i ekonomika związków wielomiłosnych, dystrybucja czasu, relacje między parner(k)ami partner(ów)ek, wiara i światopogląd, radości i troski poliamorystów, poliamoryczne osoby aseksualne, zwyczaje i „domowe rytuały”, ‘nasi/nasze ex’, ‘rodzina a może poli-rodzina’, seks w relacjach poliamorycznych, osoby poliamoryczne i BDSM, swinging z poliamorią w tle, śluby i ceremonie, ‘moi partnerzy nie lubią się’, obraz poliamorii w mediach, poliamoria a feminizm, jak poznać i gdzie spotkać inne osoby poliamoryczne, paradygmaty w poliamorii, efektywna komunikacja, pseudo-poliamoria, zagrożenie sektami, organizacja codziennego życia, czy są eksperci i guru poliamorii i co z tego wynika, etyka w poliamorii, ‘quo vadis, poliamorio’.
Nie samą poliamorią żyje człowiek
Do dziś pamiętam ogromną radość, kiedy zetknąłem się z terminem poliamorii, szukając określenia na to, co czułem, jak się opisywałem. Radość, której jednym z głównych powodów było zredukowanie poczucia osamotnienia – przez odkrycie, że ludzi podobnie odbierających miłość, relacje międzyludzkie jest więcej.
Miłość w naszej kulturze jest wartością – jedną z największych, a często przedstawiana jest jako największa, analogicznie do seksu na przykład w sferze przyjemności. Jednak ani miłość, ani seks nie były w stanie wypełnić mojego życia na tyle kompletnie, bym zatrzymał się i za Faustem powiedział: „Trwaj chwilo! Jesteś tak piękna!”. Mimo że poliamorię, miłość, jak i seks uznaję za bardzo ważne elementy mojego codziennego funkcjonowania. Okazało się, że to nie wszystko, że nie samą poliamorią, miłością i seksem żyje człowiek, że czegoś mi brakowało. Dużo czasu zajęło mi nazwanie tego, podobnie jak odnalezienie siebie w tym poczuciu niekompletności, ale to już zupełnie inna opowieść.
Kończąc, chcę serdecznie podziękować osobom (nie sposób ich tu wszystkich wymienić), które przez ostanie lata wspierały osoby poliamoryczne w Polsce.
Bardzo i z całego serca za to dziękuję!
Grzegorz Andrzejczyk-Bruno
Terapeuta TSR pracujący z osobami dorosłymi: indywidualnie oraz z parami. Ukończył szkolenie I i II stopnia TSR (Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach w CTSR), aktualnie w trakcie procesu certyfikacji Konsultanta Podejścia Skoncentrowanego na Rozwiązaniach w CTSR, członek nadzwyczajny Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Realizuje się również jako publicysta, autor sztuk teatralnych i poeta. Prowadzi portal Philianizm.pl, dotyczący tematyki relacji konsensualnie niemonogamicznych. Przygotowuje książkę Poliamoria w Polsce. Prowadzi również nonprofitowo grupy wsparcia: od października 2014 „Plejady” (dla osób i relacji poliamorycznych); od października 2015: „Inkubator Życiowych Zmian”.
Zobacz inne teksty autora: Grzegorz Andrzejczyk-Bruno
Szkice krytyczne
Z tej samej kategorii: