HJUMAN TRASZ

Majne Damen und herren, medam e mesje!, jedyna taka okazja, tylko dziś tylko tu wróżka Faktima daje za pół darmo przepowiednie o losie strasznem, losie okrutnem, któren wisi i powiewa wszystkiem tu zgromadzonem. Osoby o słabych nerwach i pacholęta niżej dziewiętnastu wiosen proszone są o opuszczenie namiotu. Kto słusznie obawia się, że za umiarkowaną cenę biletu sprzedaje mu się w niniejszym bed tripa, zaleca mu się udanie na karuzelę albo do gabinetu o krzywych zwierciadłach! Studentom i bezrobotnem przetrącamy zniżkę! A zatem, lejdis end żentelmen, oto przed nami Faktima i jej ciekłokrystaliczna kula podłączona pięciożyłowym światłowodem do matrycy futury Systemu Złego, z której wyciągnie nam najskrytsze sekrety podłych zdrajców człowieczeństwa, szykujących nam konkretną kupę nieprzyjemności.

– Och, Faktima, słodka Faktima, włączaj podświetlenie.

Będzie o tzw. depopulacji. Zaczynamy! Od tego, że co raz odkryte, tego zakryć się już nie da, można tylko przykrywać. To spostrzeżenie niech będzie naszym, w dalszym toku niniejszych rozważań, memento. Me mem memento. Memanto.

Teza pierwsza – na świecie, w którym obecnie przyszło nam żyć, nieustannie rośnie liczba ludzi (z punktu widzenia Systemu absolutyzującego kryterium zysku i wydajności) niepotrzebnych. Ich zbędność wynika z tego, że ani przydają się jako siła robocza w procesie produkcji towarów, i (co się z tym wiąże) są bezużyteczni dla ‚rynku’ jako towarów konsumenci.

Teza druga – zasoby surowców służących do produkcji towarów i surowców energetycznych niezbędnych w procesie produkcji są ograniczone i niebawem osiągną poziom bliski krytycznemu (pik oil i reszta ‚pików’). Z czego wynika, że zaspokojenie życiowych potrzeb na dotychczasowym poziomie będzie niemożliwe.

Teza trzecia – Stabilność Systemu będzie poważnie zagrożona przez destrukcyjną aktywność ludzkich mas, których podstawowe życiowe potrzeby nie będą mogły zostać zaspokojone.

O tym swoją piosenkę, koncentrując się na problemie wyżywienia eksplodującej populacji, śpiewał u zarania ery przemysłowej Tomasz Malthus, pionier ekonomii politycznej. O tym był też hit roku 1972, raport Granice wzrostu(1), piosenka zaśpiewana przez zespół ekspercki pn. Klub Rzymski, tylko że oni dorzucili jeszcze inne ‚pikania’, w tym graniczne obciążenie przez cywilizację przemysłową ziemskiej ekosfery.

Refren – wniosek obu piosenek był identyczny: „jest nas za dużo, jest nas za dużo, dlatego być nas powinno o wiele mniej”. A pamiętam czasy, kiedy w przedszkolu śpiewaliśmy chórem „mało nas, mało nas do pieczenia chleba”, lecz ten utwór jest już past, niehalo i atrendy.

– Faktima zrobiła dyplom, z ksero bodajże, na jakiejś podejrzanej uczelni, w trybie wieczorowym. Jej szoł to ma być jakiś cyberpankowy performens preparowany pornoperforacjami profetycznymi. Próbowała zmywaka i bejbisiterki gdzieś pod Menczesterem, ale była podobno jakaś niezręcznie opieszała.

Równo sto lat temu ludzkość weszła do wielkiego laboratorium i dotąd z niego nie wyszła. Malkontenci powiadają, że jest stamtąd jedno wyjście – nogami do przodu. Cóż, każdego czeka śmierć, katalog dostępnych scenariuszy osobniczej agonii, który dostaliśmy od Matuli Natury, jest konkretnie wypasiony, a w gruncie rzeczy przecież to ten sam towar w bardziej albo mniej bajeranckich opakowaniach. Czy jednakoż nie zostaniemy aby potraktowani przez nią nieromantycznie, hurtowo, w opakowaniu kontenerowym i standardowo, niczym stonka ziemniaczana? Może tak, może nie, ten pesymistyczny wariant, z którym oswoił nas Kryzys Kubański ‘62, choć wysoce prawdopodobny, nie jest wszak jedynym możliwym. A jednak na nim się w niniejszym tekście skoncentrujemy, zostawiając sobie hepiendowy wariant Deus ex machina w strategicznym odwodzie.

Cóż więc takiego doniosłego odkryliśmy sto lat temu? Maszyngewery? Gazy bojowe? Tanki? To użyteczne gadżety, największym praktycznym odkryciem był massenmord. Że taśmowe unicestwianie ludzi wychodzi nieźle, całkiem sprawnie, że da się je wsprzęglić w cykl przemysłowej produkcji, zespolić z nim, zoptymalizować. Że nie otwierają się niebiosa i Zeus Gromowładny nie goni śmiałków-innowatorów gromami z okrzykiem: o żesz wy skurwysyny! Pierwsza runda, ta, co zaczęła się w roku 1914, została zaliczona. 15 października 1918, pod koniec tej pierwszej rundy, podczas ataku wojsk brytyjskich na linie niemieckie w Wervicq-Sud, w regionie Pas-de-Calais na północy Francji, kapral Adolf Hitler oślepł wskutek działania trującego gazu musztardowego, nie keczupowego (miejcie na to wzgląd przy zamawianiu zapiekanki). Utrata wzroku, mająca podłoże psycho (rogówka nie została uszkodzona), okazała się przejściowa. Adolf odzyskał wzrok i zobaczył nowe, olśniewające perspektywy, jakie daje zastosowanie przemysłowych metod organizacji pracy, kiedy odrzuci się krępujące etyczne pierdolety rodem z wieków ciemnych. Zaczął energicznie realizować swój plan, a trzeba się było spieszyć, bo bolszewicy realizowali już plan własny, oparty na identycznym spostrzeżeniu. Oba biznesplany były finansowane i wspierane transferem technologii przez głównego beneficjenta wojennej zadymy – USA.

– Próbowała i raperki, ale ma taką senną artykulację, że raczej lepiej mogłyby jej iść kowery ballad Cohena à la Zembaty.

Zawsze, kiedy trzeba zrobić jakieś większe draństwo, wymagające koordynacji na ogólnospołeczną skalę, proponujący je starają się przypisać sobie szlachetne intencje. W wąskim gronie opryszków można wykładać prosto z mostu kawę na ławę, ale próbując uwieść rzesze, bandziorki zachowują PR-owe BHP, zakładając owcze skóry. Ot, wspomniany Hitler Adolf, do ‘39 w swoich słynnych mowach wprost nadużywał słowa POKÓJ, akcentując, jak mocno jest do niego przywiązany, on, który dobrze zna okropieństwa wojny. Druga runda Wielkiej Wojny przyniosła kolejną fazę odgracania etycznego lamusa z przeterminowanego stafu. Teraz jest w nim przestronnie, czysto i pusto. Uczono nas w szkole, że wszystko skończyło się dobrze, że Hydrze odrąbano głowę. Cóż, właściwością hydrzej natury jest, że w miejsce jednego zdeletowanego łba pojawiają się trzy nowe. Ci, którzy zajmują się zarządzaniem społecznymi masami, politycy, wiedzą od zawsze, że dobro i zło to kategorie bezużyteczne operacyjnie, natomiast użyteczna i kluczowa, z punktu widzenia skuteczności i w administrowaniu, i w rozstrzyganiu zbrojnych konfliktów, jest wiedza. Co raz odkryte, tego odkryć się nie da, po cóż wywarzać otwarte drzwi? U schyłku WW part two rozpoczęły się wielkie bezkrwawe łowy na niemieckich (i japońskich) miłośników sekretnej wiedzy. Ładnie opisał je Thomas Pynchon w Tęczy grawitacji(2). W ich ramach odbyła się akcja „Spinacz” (ang. Paperclip), transfer nazi-speców z różnych przydatnych dla Kompleksu Przemysłowo-Wojskowego branż. O uzdolnionym technicznie oficerze SS (dosłużył się Sturmbahnführera) Wernherze von Braunie (szefie programu V1-V2, przyszłym architekcie księżycowego programu Apollo) było głośno, ale któż słyszał o na przykład Kurcie Blome, ekspercie od broni bakteriologicznej, który prowadził swoje badania, uśmiercając więźniów w KL Auschwitz? „Spinacz” uratował go od stryczka, w USA nadal mógł poświęcać się swoim ulubionym badaniom przygarnięty przez Korpus Wojsk Chemicznych. Albo o Hubertusie Strugholdzie, lekarzu, który w Dachau badał wpływ niskich temperatur i próżni na ludzki organizm, zabijając przy eksperymentach ludzi właśnie, bo przecież nie badał wpływu ekstremalnych warunków na świnki morskie. Oni i około 700 innych naukowców posłużyło swoimi zdolnościami i wiedzą, po udanej transplantacji, innemu organizmowi. Zadziwiająca zgodność tkankowa! Rosjanie i Anglicy, oczywiście, również uczestniczyli w tym poławianiu pereł. Nie dziwi, że humaniści zostali z tych połowów wykluczeni, ich wiedza psu na budę. Nikt nie próbował kaptować do kolaboracji filozofa Heideggera, inicjatywa Hannah Arendt miała charakter prywatny.

– Pięć zeta za wjazd pod namiot to nie jest Montewerest. Lepiej szło jej oprawianie dorszy na norweskim trałlerze. Ale się przeziębiła i wróciła do rodzinnego Lublina.

Przy omawianiu doniosłych odkryć w dziedzinie masowej redukcji ludzkiego pogłowia skoncentruję się na dokonaniach Niemców, choć sprawiedliwość wymaga odnotowania również dokonań innych uczestniczących w zmaganiach stron. Angloamerykanie mieli niezłe osiągnięcia, stosując naloty dywanowe na gęsto zaludnione aglomeracje. Bolszewicy, przy zastosowaniu topornych, niewymagających technicznego zaawansowania środków, też osiągnęli niebagatelne wyniki (GUŁAG). Japończycy również preferowali raczej rękodzieło. Końcowy bilans wspólnej akcji zamknął się liczbą od 50-ciu do (według innych szacunków) 70-ciu milionów uśmierconych. W latach 30-tych na świecie żyło ok. 2 miliardy ludzi. W 1950 – 2 mld. 7 mln. Wielka Wojna nie zmniejszyła wzrostu, jedynie okresowo nieco go przyhamowała. Dziś jest nas z hakiem 7 miliardów. A dymać się chce. Co ciekawe, od wieków radosną gotowość do prokreacji wykazuje proletariat, ludzie zamożni choć chutliwi, są bardziej powściągliwi w rozmnażaniu. Znajduje to odbicie w zapaści demograficznej krajów Strefy Dobrobytu.

– Zapaści demograficznej krajów strefy dobrobytu! Czasami się pieprzymy, jest giętka jak wąż. I zawsze gumka, zawsze gumka.

„Nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle tylko postępować metodycznie, cierpliwie i powoli”(3). Ale do rzeczy, co odkryli metodyczni Niemcy. Że, mianowicie, akcję bezpośrednią na wielkich masach ludzi powinno poprzedzić wnikliwe rozpoznanie demograficzno-antropologiczno-etnograficzne. Z niemałą (czarną) uciechą czytałem w książce Cyganie. Odmienność i nietolerancjai(4), że przed wojną badania europejskiej populacji Cyganów były prowadzone wyrywkowo i na niewielką skalę. Ten stan rzeczy zmienił się radykalnie w 3-cim Rajchu, w latach 30-tych, kiedy uzyskały mocne wsparcie organizacyjne i finansowe ze strony władz państwowych. A szef sekcji IV B 4 IV departamentu RSHA, w którego gestii była logistyka Endlösungu, Adolf Eichmann, znawca doktryny syjonistycznej, chciał się nawet uczyć hebrajskiego. Otóż, po dogłębnym teoretycznym rozpoznaniu problemu nastąpiła część praktyczna. Doprowadzić ofiary do stanu bezradności i zgładzić, zwłaszcza gdy chodzi o wielkie ludzkie rzesze, to sztuka. Ale sprawić, by współpracowały przy własnej zagładzie, to mistrzostwo świata. I Niemcy je zdobyli. Szeroko na ten temat rozpisuje się, dokonując rzeczowej analizy źródeł, Hannah Arendt w najważniejszej ze swoich historycznych prac – Eichmann w Jerozolimie(5).

– Łazi czasem do jednej starej grubej cyganichy, co ma pięć spódnic na dupsku jak szafa. Tamta ma zwykłą kulę, bez upchanych w środku ledowych diodek. Faktusia też się chciała uczyć hebrajskiego i stawiania tarota. Potem akupresury, potem pół roku jogi, potem pół roku depresji.

Po rozpoczęciu inwazji na ZSRS latem 1941 roku w ślad za frontowymi oddziałami Wehrmachtu ruszyły mobilne SS Einsatzgruppen. Zbiry od mokrej roboty, jak to się mówi. Zastanawia jednak wysoki odsetek wśród kadry oficerskiej osób z wyższym wykształceniem prawniczym. To nie byli kryminaliści czy degeneraci, to była elita, a przypadło im zadanie typowo rzeźnickie. Nieprzyjemna robota, podstawowym sposobem uśmiercania było rozstrzelanie. A jeśli trzeba tak obsłużyć kilkaset a czasem i kilka tysięcy osób, to obciąża psyche nawet fanatykowi. O tych topornych początkowo metodach wstrząsająco konkretnie pisze Christopher Browning w książce Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwowy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce(6). Dopiero z upływem czasu, ale jednak dość szybko po pierwszych doświadczeniach opracowano metody ograniczające bezpośredni kontakt ofiar z oprawcami (mobilne komory gazowe, komory stacjonarne o dużej pojemności). Sprawa była pilna, gdyż decyzja o Ostatecznym Rozwiązaniu zapadła, a Żydów w strefie okupowanej przez Niemców były miliony (ok. 7 mln). Ambitne plany radykalnej depopulacji obejmowały również Słowian (patrz: Generalplan Ost), jednak postanowiono, że w pierwszej kolejności unicestwieni będą Żydzi i Cyganie. Trudno mi o tym pisać, czasem wydaje mi się, że to po prostu nie mogło się wydarzyć. A jednak. Urodziłam się w Lublinie, w domu na przedmieściach, w prostej linii około 5-ciu kilometrów od miejsca, gdzie był obóz Majdanek. Wychodząc za dom, widziałem w oddali kopułę mauzoleum przykrywającą wielką stertę prochów. Rodzinny przekaz mówił, że już jesienią ‘42 roku babcia musiała uszczelniać okna jak na zimę, bo z kominów od północnego wschodu niósł się ciężki dym. Dlatego kiedy słyszę tę piosenkę: „jest nas za dużo, jest nas za dużo, dlatego być nas powinno o wiele mniej”, to pierwszy obraz, który mi się nasuwa, to ta kopuła na horyzoncie, a nie oswobodzony z ludzkiego nadmiaru znów czysty i dziewiczy krajobraz.

– Jej babcia ma pół hektara pod szkłem w Krzczonowie i hipotekę zasraną przez siedem kotów, i 95 wiosen. Dobre wino robi z czarnego bzu. Chata w Lublinie stoi, ale już nie na nią.

„System industrialno-technologiczny może przetrwać lub ulec załamaniu. Jeżeli przetrwa, MOŻE ostatecznie osiągnąć niski poziom fizycznego i psychologicznego cierpienia, lecz jedynie po przejściu przez długi i dotkliwy okres przystosowawczy i jedynie za cenę trwałego zredukowania istot ludzkich oraz wielu innych żywych organizmów do ról sterowanych produktów i trybików społecznej machiny. Ponadto, jeżeli system przetrwa, konsekwencje będą nieuniknione: nie istnieje żaden sposób zreformowania bądź zmodyfikowania systemu bez pozbawienia ludzi ich godności i autonomii. […] Jeżeli system ulegnie załamaniu, konsekwencje będą bardzo dotkliwe. Im większy jednak staje się system, tym bardziej katastroficzne będą skutki jego upadku, jeżeli więc ma upaść, lepiej żeby nastąpiło to wcześniej niż później.” (Theodore Kaczynski, manifest)(7)

Człowiek ze swoją cywilizacją jako najbardziej agresywny pasożyt biosfery to ujęcie nienowe. Gaja będzie dążyła do przywrócenia równowagi, zakłóconej jego brutalną ekspansją. Być może posłuży się ludzkimi rękoma. Świadomymi tego, co robią albo nie, liczy się efekt.

– Jak mi pierwszy raz to nadawała, usłyszałem ‚geja’ i były zabawne nieporozumienia.

No, a teraz treściwie, bo mowa o konkretnym problemie, a nie paszkwil na niecnotników, ‚odpowiedzialnych i zatroskanych’, zacukanych przy kółku sterowym, które podłączone jest do komputerowego symulatora bolidu F1. Ten realny, megabolid cywilizacji technicznej ery postprzemysłowej, leci na automatycznych pilotach. Nie jest to lamentacja o banalności zła. Pastuszkowie ludów, oni też są ofiarami Systemu, który narósł na ciele ludzkości jak jakaś pieprzona biotechniczna rafa koralowa, genetycznie wyonacona, i wziął nas, ludzi, na wyciąg, oblepiwszy gipsem w pięknego bałwanka, który łypie przerażony gałkami na lewo i prawo. Siostro! Basen!

Kosmopolityczna plutokracja dostała w 2008 wyraźny znak – System error. To jest właśnie ten moment, kiedy biorąc zakręt na bicyklu w zimie czujemy, że opony straciły przyczepność i zaczyna się przewrotka i jedyne, co możemy zrobić przez mgnienie, które dzieli nas od gleby, to ustawić korpus tak, żeby zminimalizować ryzyko połamania gnatów (to jest właśnie osławione ‚zarządzanie kryzysem’). System to ogromna i wysoce złożona struktura, jej inercja jest proporcjonalnie duża, skutki awarii, czas od poślizgu do grzmotnięcia, liczy się latami. Minęło już sześć. Sądzę, że obthingtankowane establiszmenty nie przeczekały tego czasu w stuporze, procedury crisis menegementu są wdrażane.

Pastuszkowie ludów. Metafora dobrego pasterza często wraca w Ewangelii. Jaka jej konkretyzacja? Pastuszek dobry opiekuje się stadem, dba, dogląda, przed drapieżcą pokątnym chroni. Ale nie jest motywowany altruistycznie, nawet jeśli lubi swoją robotę, to przedsiębiorca. Hodowla owiec przynosi mu pożytek. Wełna, żętyca, baranina (dla delikatniejszych podniebień – jagnięcina). Owce się strzyże, doi i ubija. Na przykład jesienią, kiedy przekalkulowana zostaje ilość odłożonego na zimę siana i pogłowie, co można nim wyżywić. Czy juhas katrupi owieczkę dla sadystycznej przyjemności? On, który ją z wiernym owczarkiem przed wilkami bronił? On, co jej po hali szukał, kiedy nieostrożnie oddaliła się od stada?

– Kosmopolityczna plutokracja, to wzięła z Goebbelsa. Ona wreszcie wykraka ten Armagedzio. Przy każdym sarsie, świńskiej albo ptasiej grypie, mówi mi, że to poligonowe sprawdzanie dynamiki i zasięgi rozprzestrzeniania się patogenów. Że depopulka pójdzie raczej po linii biolo. I że wtedy będą dwie kategorie szczepień. Dla biomasy i dla pracowników terenowych. Metody utylizacji nieobciążające psychicznie wykonawców widokiem męki. A dla kadry sieć hermetycznych przystani. Ja wiem, po co tu przychodzę, ale na przykład ten w glejsach z wintydżową oprawką, o szczurowatej mordce i spojrzeniu ambitnego doktoranta z Krytyki Politycznej, już go chyba z trzeci raz widzę. W sumie, pięć zyla – nie Montewerest.

Dziś możemy się nabijać z archaiczności kompów, na których autorzy Granic wzrostu sporządzali swoje modele (po trzy warianty dla każdego zagadnienia), ale dość, że okazały się adekwatne. Czy pastuszkowie ludów zmarnowali czas dzielący nas od uświadomienia sobie zagrożeń do momentu, kiedy ich ziszczenie rośnie przed nami jak ściana budowana przez stachanowców? I tak, i nie. A w opcji ‚tak’ nie z powodu złośliwości, tylko postawienia przed trudnym wyborem.

Dlaczego TAK? Po wojnie światowej został globalnie upowszechniony model hiperkonsumpcji. Żeby zaspokoić rozbudzony w rzeszach hiperapetyt, trzeba było wzmóc eksploatację surowców i przy rozkręceniu produkcji dóbr – splugawić biosferę. Ideologia stałego szybkiego wzrostu gospodarczego stała się dogmatem, na którym zbudowano finansowe bańki na piasku. Rosnąca wydajność bazy produkcyjnej prowadzi do kryzysu nadprodukcji. Można go rozładować przy pomocy wojennej ‚niszczarki’. Ten patent doskonale się sprawdził w obu odsłonach światowych wojen. Ale pod koniec drugiej wszedł do równania nowy, nieprzewidziany parametr: groźba jądrowego overkill’u. Jedynym sensownym sposobem zapewnienia zbytu w warunkach wzmożonej wydajności taśm fabrycznych było uruchomienie ‚niszczarki’ w wersji pokojowej, ‚cywilnej’ hiperkonsumpcji. Alternatywa była taka: albo pełnoskalowa wojna jako bodziec gospodarczego wzrostu, albo wielkie żarcie aż do fazy pękania grubasów. Pękanie grubasów wydało się sensowniejszą opcją od pękania atomówek nad ośrodkami miejskimi. Perspektywa marnacji bogactwa infrastruktury i gwałtownego zabójczego skażenia czynnikami radioaktywnymi w skali globu zdecydowały.

Dlaczego NIE zmarnowali? Bo podjęli próby ograniczenia i odwleczenia katastrofy. ONZ postawił problem ograniczenia wzrostu populacji działaniami perswazyjnymi (bezeksterminacyjnego). Nazywało się to ‚walka z przeludnieniem’ przez ‚planowanie rodziny’ (model 2+2, a nawet, w radykalnej wersji chińskiej, 2+1: antykoncepcja, aborcja, sterylizacja. Następnie przez zabiegi kulturowego ‚trendysetterstwa’ czyli reklamowanie za pomocą aparatu popkultury oddzielenia seksu od prokreacji). Pozwolono też pięknoduchom propagować pomysły ‚zrównoważonego rozwoju’(8) (modele wykorzystania odnawialnych źródeł energii, recyklingu odpadów, alternatywnych stylów życia zakładających ograniczenie konsumpcji). Należy docenić te szlachetne wysiłki.

– Teraz będzie o aneksie do Raportu, zwykle bywa. ABCD.

A tajny aneks do raportu Klubu Rzymskiego (o którym dowiedziałam się, zaglądając w głąb tej oto kuli ciekłego kryształu) czytaliście? Nie, oczywiście. To wam jego rekonstrukcję streszczę. Będzie to stąpanie po niepewnym gruncie. Każda teza i każde jej uzasadnienie powinno być tu obwarowane mnogością ‚jeśli’, ‚być może’, ‚zakładając że’, ‚z pewną dozą prawdopodobieństwa’ itd. Ale bawimy się tu w skrajne czarnowidztwo, w zaglądanie pod spódnicę najniegrzeczniejszej Babie Jadze z uniwersum braci Grimm. Gdyż jest pora helloween. Więc jeśli wszystko się skończy radosnym oberkiem, autorka oracji nie przyjmuje żadnych reklamacji.

Otóż tajny aneks do Raportu KR opisuje sytuację nazwaną „wariantem D”. A, B i C to prognozy o rosnącym stopniu przechlapania, łatwo się domyślić, że D oznacza katastrofę w toku. Aneks z wariantem D, przeznaczony dla pastuszków, został utajniony przed owczarnią. A czemu? Bo dla stada groźniejsza w skutkach od niewiedzy może być wiedza skutkująca paniką. Świat odebrał dwie znamienne lekcje stosowania tej zasady. Czarnobyl i Fukuschimę. I ‚totalitarna dyktatura’, i ‚liberalna demokracja’ w sytuacji kryzysowej, jeśli idzie o tzw. politykę informacyjną, zareagowały niemal identycznie. Jak konwergencja, to konwergencja, nie? Grozę przekazywanych dozami informacji stopniowano, kiedy już nie było szans na ukrycie skali obu katastrof. Zestaw metod ‚zarządzania kryzysowego’ (including ewidentne krętactwa), jakby korzystali z jednej ściągi. Spisek? Gdzie tam, po prostu optymalne procedury dla podobnych sytuacji są podobne. Tak jak i podobne procedury mieli (i mają) Ruscy i Jankesi na wypadek alarmu systemu obrony powietrznej o zmasowanym ataku. Przewidują one w pierwszym rzędzie zapewnienie ciągłości działania sztabów zarządzania i dowodzenia. I nie ma w tym żadnej perfidii. To oczywiste, że trzeba w pierwszej kolejności chronić centralny układ nerwowy, bo to on będzie dbał o koordynację ratowania tego, co da się jeszcze uratować.

– I na skalnym Podhalu. Baca powraca.

Jak idzie halny albo siąpawica, juhas śmiga do szałasu, ale przecież całego kierdla w nim nie pomieści. A kto potem pozbiera stado do kupy, odnajdzie owieczki zagubione, zbłąkane? Tak zareaguje i juhas z gruntu poczciwy, żywemu w każdej jego postaci życzliwy, i juhas ostatnia, prywatnie, kanalia, co ciupagą lubi bez potrzeby wywijać. Jeden, co łowiecki w czas gromobicia przytulał, a do szałasu upychał jagniątka, pośliznął się w ciemnicy na grzybie, nogę złamał, wypadł z interesu i obecnie na Krupówkach w kostiumie niedźwiedzia czesze drobniaki. Albowiem dobry pasterz to nie pasterz czułostkowy, a pasterz skuteczny. Charakterystycznym rysem cywilizacji technicznej jest kult optymalizowania technicznej efektywności. Humanistyczne pierdolety to lukier, którym po wierzchu ochlapana jest ta megamaszyneria, żeby nie budziła grozy podatnego na irracjonalne impulsy współpracującego z nią elementu biologicznego.

Tak i przyszedł czas, że zwołać raczył ogólne zebranie juhasów sam pan burgrabia, któren zarząd nad całym Podhalem sprawował. I przedstawił im pokrótce wytyczne aneksu do Raportu. Bacowie! Stada wasze nadmiernie liczne uczyniły na ziemiach poddanych mej pieczy paskudne spustoszenia. Poza tem, rynek surowców pozyskiwanych z owieczek waszych się zatkał. Niemiec syntetyzuje włókno, Anglik je maszynami tka, i to już dawno nie jest wariant A. Trzeba wam przebranżowić się, oto szczegóły wariantu D.

Każda analogia ma adekwatności swojej kres. Owieczki to owieczki, ale przecież omawiany tutaj jest problem zarządzania kryzysem, co dotyka ludzkie wspólnoty, dotyczy istot tego samego gatunku! A co z zasadą międzyludzkiej solidarności? Eeech, i tu wraca bolesna sprawa pionierskich odkryć poczynionych w okresie światowych wojen. Zasada międzyludzkiej solidarności została zastąpiona zasadą solidarności ograniczonej, a więc w zasadzie anulowana. Oczywiście, można się spierać, czy nie została anulowana u zarania dziejów, nim została, hehe, ustanowiona. Wszak już w Biblii znalazły się liczne opisy masowej zagłady. Potop, przypadek Sodomy i Gomory, czystki etniczne dokonywane w ramach przejęcia Ziemi Obiecanej. No i drugie zastrzeżenie – czy realizacja hasła: „ratujmy, co się da” musi pociągać za sobą zorganizowany massenmord? Jasne, nawet niekorzystny obrót spraw nie musi prowadzić do sytuacji skrajnej presji. A nawet jeśli doprowadzi, to nie musi skutkować planową eksterminacją. Ale pochylamy się nad analizą najczarniejszego z czarnych scenariusza. Ponieważ JUŻ był testowany, w nowoczesnej nowożytności. „Stanęliśmy przed pytaniem: a co z kobietami i dziećmi? Zdecydowałem się znaleźć całkowicie jasne rozwiązanie także w tej kwestii. Nie uważałem się mianowicie za uprawnionego do tego, by wytępić mężczyzn – to znaczy zabić lub kazać zabić – jednocześnie pozwalając, by ich dzieci zemściły się kiedyś na naszych synach i wnukach. Trzeba było podjąć ciężką decyzję: ten naród musi zniknąć z powierzchni ziemi […]. Wykonano ją, unikając […] szkody, jaką mogliby ponieść na duszy i umyśle nasi ludzie i nasi przywódcy”(9)i. To słowa Chief Executive Officer’a korporacji pn. Schutzstaffel, każdy zna to logo, pana Heiniego Himmlera, który nim trafił na odpowiedzialne stanowisko w firmie, zdobywał praktyczne doświadczenia m.in. w zarządzaniu kurzą fermą. Żyjemy wkręceni w koło samsary, a to nie jest kurort na Hawajach.

– Tylko tyle o przemysłowej hodowli drobiu, rogacizny i nierogacizny? To jej konik od czasu jak przeszła na wegeterkę. I origami.

Kiedy już przyjdzie zawał finansowej piramidki stojącej na petrodolku i kołderka okaże się drastycznie krótka, a podajnik paszy stanie i zostanie nagi holiwud, trzeba będzie ‚zarządzać’ masami ludzi, co ani nie wyprodukują, ani nie kupią, a się zaciekle reprodukują. Trudne, bolesne decyzje liderów, którzy nie migają się przed wzięciem na barki brzemienia odpowiedzialności wydania niezbędnych dyrektyw. „Większość z was wie, jak to jest, kiedy leży obok siebie sto trupów, kiedy leży ich pięćset i kiedy jest ich tysiąc. Fakt, że przeszliśmy to wszystko i – z wyjątkami wywołanymi ludzką słabością – zachowaliśmy przyzwoitość, dodał nam hartu. Jest to karta chwały w naszej historii, która nigdy przedtem nie była i już nigdy nie będzie napisana”(10).

Hjuman trasz. Życie niegodne życia (niem. Lebensunwertes Leben), najdonioślejsze odkrycie XX wieku. I praktyczne zastosowanie tego odkrycia – ‚uśmiercanie z litości’ (niem. Gnadentod). Najpierw upośledzeni i chorzy psychicznie (akcja T4), potem definicja życia niegodnego życia została rozszerzona na Żydów, Cyganów i Słowian. Czystki etniczno-eugeniczne. Lepiej jak jest czysto niż brudno.

– No jasne, a na chacie ma jak w chlewie, dwa psy, świnka morska i patyczaki. Patyczaki najmniej walą.

A teraz mamy kuriozalne efekty postępującej koncentracji bogactwa w rękach coraz węższej grupy finansowych instytucji. Kosmopolityczna plutokracja kontroluje globalne zawory. Parafrazując Churchilla: jeszcze nigdy w historii ludzkości tak niewielu nie doiło tak intensywnie tak licznych. Lecz ta porażająco skuteczna destylacja bogactwa doprowadziła do bezprecedensowego kryzysu. Stoimy u progu proletariackiej rewolucji à rebours. Jakie oprócz kaski kosmopluci mają techniczne narzędzia jej realizacji? Zintegrowany system globalnej inwigilacji i socjoinżynierii. Plus Kompleks Wojskowo-Przemysłowy USA (ponad 40% światowych wydatków na rzeźnickie noże, więcej niż 15 kolejnych w rankingu wojskowych potęg do kupy). Czas goni, jeśli nie teraz, to kiedy? System odciągania światowych zasobów za pomocą drukarki zaczyna się zacinać, utrzymanie wydatków na dotychczasowym poziomie będzie dla Jankesów niemożliwe. Największa na globie naoliwiona spluwa wierci się niespokojnie w kaburze szeryfa. Nic przeto dziwnego, że podstawowym towarem eksportowym USA jest chaos. Irak, Afganistan, Libia, Syria, Gruzja, Ukraina. I tęcza kolorowych rewolucji, arabska wiosna, rewolucja tulipanów, jaśminowa, goździków, parasolek, kurde, branzoletek. Po 2WW PKB USA przekraczał połowę światowego, na tej podstawie Stany zbudowały militarną hegemonię. Teraz ich PKB to około 15% globalnego. Zestaw to z wydatkami na armię, a zrozumiesz, czemu ciężka spluwa w kaburze wątlejącego szeryfa jest niespokojna. Dawno naruszony bilans handlowy USA równoważą wzmożonym eksportem chaosu.

Osią konfliktu, w coraz bardziej rozwarstwionym pod względem dystrybucji bogactwa świecie, konfliktu grożącego stabilności Systemu, jest konflikt klasowy. Zanim zrewoltowane masy trzeciego świata zaczną sprawiać kłopoty i naruszą homeostazę Systemu (stabilizacja!, bezpieczeństwo!), trzeba je będzie ‚uspokoić’. Chyba oczywistym jest, że życie tych milionowych rzesz zarobaczonych nędzarzy zaludniających fawele i slumsy jest niewarte życia i prosi się o humanitarną Gnadentod. Naziole wykorzystali czas wojennej zadymy na Wschodzie do uruchomienia na pełnych obrotach maszyny genocydu. Ech, wojenko, cóżeś ty za pani, ileż palących problemów można ‚rozwiązać ostatecznie’ pod twoją osłoną. Nastraszeni, zdyscyplinowani obywatele i stan wyjątkowy. Patriotic Act.

Od czasu, kiedy wojna ma charakter proxy, na podobnej zasadzie działają systemy polityczne. Tak zwane demokracje to dekoracje, element przemysłu rozrywkowego. Scenariuszy wyborczych seriali dostarczają w miarę potrzeb kwalifikowani copywriterzy. Faktyczne ośrodki decyzyjne muszą zachować właściwości stealth, żeby uniknąć ataków społecznego niezadowolenia, które mogłyby zakłócić ciągłość powielania władzy. Polityków z medialnych symulakrów wymienia się jak bezpieczniki, unikając przepięć w instalacji. Akt wyborczy niweluje w pewnym stopniu poczucie bezradności zahukanych obywateli, dostarcza katharsis (przy wykopaniu dotychczas ‚rządzącej’ ekipy) i nadziei (przy instalowaniu nowej).

Technosfera cywilizacji autonomizuje się. Kult maksymalizacji ekonomicznej efektywności i technicznej sprawności wypiera irracjonalne kulty religijne, jakie niegdyś wyznaczały hierarchie wartości elementu biologicznego. Ten proces nabrał rozpędu wraz z eksplozją rewolucji informatycznej. W coraz mniejszym stopniu technosfera jest zależna od pracy ludzkich rąk i mózgów. Stopień tej zależności, jak można się spodziewać, będzie malał, rodzących się ludzi zaś jest coraz więcej. Można założyć, że garstka plutokratów, która kontroluje zawory, ulega złudzeniu, że tym samym panuje nad procesem rozrostu technomolocha. Co ciekawe, szajbie wszechmocy na wyciągnięcie ręki nie raz w historii jedynowładcy ulegali, każąc się ubóstwiać (choćby Aleksander Macedoński, Kaligula, przykłady można by mnożyć). Ci, co autokratycznie ustanawiają prawa, którym podporządkowani zostają pozostali, roją, że w ich mocy jest formowanie na nowo praw naturalnych. Władcy, którzy nie napotykają efektywnego oporu, ulegają złudzeniu omnipotencji. W neonowoczesności ta szajba przybiera pozory postawy racjonalnej. Sezam, który otwierają najbardziej zaawansowane technologie, jest pełen magicznych artefaktów. Arthur Clarke ujął to w aforyzm: „Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”. Można przy jej użyciu mamić motłoch i samemu również zostać omamionym.

– Teraz proroczo i idziemy na kolację.

Teraz będzie o dwóch mesjanizmach, czyli wariancie zakładającym wbicie się czynnika transcendentnego w nasz tu Real, a więc wspomniany wariant Deus ex machina. Pierwszy został przedstawiony przez św. Jana w jego czołowym utworze Apokalipsa. Znajdujemy w nim masę profetycznych obrazów ukazujących targaną konwulsjami (wielki ucisk, wojny, katastrofy naturalne, zarazy) ludzkość. Wielka jej część – ci, co w nieprawości żyją – zostaje skazana na zagładę. Reszta zostaje ocalona i wprowadzona do Raju przez Mesjasza, który w owe czasy ostateczne triumfalnie powróci. Bestia ciemiężąca ludzi zostanie skrępowana i rzucona w piekielne otchłanie.

Drugi wariant nazywa się Technologiczna Osobliwość. W efekcie rewolucji informatycznej powstaje jednostka obliczeniowa o sprawności komputacyjnej o kilka rzędów wielkości większej niż ją posiada ludzki mózg. To COŚ, dysponując możliwością samodzielnego optymalizowania swoich programów, uruchomi lawinowy proces, którego skutków tylko możemy się domyślać, a obrazowo opisywać jedynie fantastycznymi przypowieściami. W maleńkości swojej ludzkiej będziemy od niej zupełnie zależni. Możemy mieć tylko nadzieję, że w ogromie mocy swego niepojętego rozumu okaże się dla nas miłosierna. Może zdejmie z nas brzemię skutków naszego obłędu przejawiającego się masakrowaniem biosfery i marnotrawieniem nieprzebranych zasobów materiałowych oraz najlepszych zasobów ludzkich do produkcji narzędzi masowej zagłady.

The End is near. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Życzę wam dobrej nocy i wystarczająco długiej kołderki.

Wróżka Fucktima mamrocze te swoje koszmary, celuje w znudzony target pragnący horroru, dreszczu, a potem ulgi, aż wraca do codziennej rutyny, gdzie wszystko jest na swoim miejscu, lodówa pełna, w niej ciepłe światełko i wołowina. Chwilo, jesteś piękna, trwaj wiecznie.

1) D. H. Meadows, D.I. Meadows, J. Randers, W.W. Behrens III: The Limits to Growth, A Potomac Asociated Group, 1972.
2) T. Pynchon, Tęcza grawitacji, tłum. R. Sudół, tytuł oryginału: Gravity’s Rainbow, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2006, wyd. ang. 1973.

i3) S. Lem, Głos Pana, Czytelnik, Warszawa 1968.
4) A. Mirga, L. Mróz, Cyganie. Odmienność i nietolerancja, PWN, Warszawa 1994.
5) H. Arendt, Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, tłum. A. Szostakiewicz, Znak, Warszawa 2004.
6) Ch.R. Browning, Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwowy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce, Bellona,
Warszawa 2000.
7) T. Kaczynski, Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość, tłum. A. Miernik, Inny Świat, Warszawa 2003.
8) Jednak rzuca się w oczy niewspółwykonalność postulatów. Albo stymulowanie szybkiego wzrostu gospodarczego, albo ‚zrównoważony rozwój’. Wydaje się, że czynnikiem wykluczającym opcję ‚zrównoważonego’ był konflikt bloku komunistycznego i Euroatlantyki (ruch państw niezaangażowanych mógł sobie pokibicować), ten wyścig po globalną hegemonię. Każdy dawał, ile mógł, pary w kotły, żeby wygrać ten rajd po złote kalesony. Wszystkie chwyty dozwolone i tylko jedna zasada – nie walczymy na jądra. Mała dygresja – powszechnie przyjęło się sądzić, że komuna przegrała, bo była mniej wydajna ekonomicznie. Nie mam wiedzy wystarczającej, żeby kwestionować ten pogląd. Ale są powody, żeby nie przyjmować go bezkrytycznie. Jankesi użyli lewego triku, odeszli od porozumienia Bretton Wood, które zakładało, że USD jako nowa (po detronizacji brytyjskiego funta) światowa waluta rozliczeniowa będzie oparta na parytecie złota. Wolta polegała na oderwaniu dolka od złota i przyklejeniu go do nafty (Nixon, 1972). Ten zabieg umożliwił (wobec rosnącego stale popytu na naftę) swobodny dodruk USD. Od tego momentu centrum zainteresowania Janków stał się bliski wschód z dwoma punktami szczególnej uwagi: Arabią Saudyjską (za jej pośrednictwem kontrola nad OPEC) i Izraelem (rozgrywanie konfliktu arabsko-żydowskiego). Podsumujmy: blok sowiecki miał się całkiem nieźle, Reagan, żeby rzucić go na dechy, musiał mocno zwiększyć deficyt federalnego budżetu i zbić ceny ropy (nieoceniona pomoc Saudów) do poziomu, w którym ruska gospodarka poczuła brak tlenu. To samo robi się dziś, gniotąc ceny ropy mimo rosnącego popytu i kosztów wydobycia. Wniosek: gospodarka RWPG działała całkiem wydajnie, skoro przez dziesięciolecia zimnej wojny była w stanie wytrzymać wyścig zbrojeń (pod względem parametrów technicznych sprzętu i jego ilości utrzymywała przeciwwagę dla zespolonego potencjału państw NATO).
9) H. Himmler, Poznańska mowa do Gruppenführerów SS 4 października 1943, tłum. i oprac. P. Matusik, „Kronika miasta Poznania”, tom 77, nr 2.
10) Tamże

Kazimierz Bolesław Malinowski

(1967) Poeta sentymentalny. Działał w Lubelskiej Autonomicznej Grupie Anarchistów. Zadebiutował tomikiem "Przedwiosenność" (1995). Współpracuje z pismem "Lampa".

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |