Fatalny los spotkał u nas tę powieść – wydana we Francji zyskała nominację do Goncourtów, dobrze się sprzedała i dyskutowano o niej dość szeroko – w Polsce przeszła bez echa. A to dlatego że opowiada o katolickiej świętej, czarnej i porwanej do niewoli. Dla większości nie jest to temat zatem interesujący: bo albo odstrasza temat życia w zakonie i kanonizacji, albo kolor skóry bohaterki i doświadczenie przemocy.
Tymczasem Olmi bije na głowę większość literatury poświęconej czarnym niewolnikom – z reguły kiczowatej, sado-masochistycznej albo znów ckliwej, opowiadającej o dramatycznych kobiecych losach, ale w żadnej sposób niekwestionującej systemu kapitalistycznego i patriarchalnego. Wydawnictwo Literackie także jest tu winne, bo wydało kilka takich sentymentalnych, słodko-trujących powieścideł, ostatnio na przykład Drogę do domu Yaa Gyasi. Tymczasem Bakhitę Olmi można postawić tuż obok Kolei podziemnej Colina Whiteheada, bo to podobnie powieść mocna i dobrze napisana. Ci, którzy boją się czytać hagiografii, powinni pamiętać, że autorka pochodzi z kraju o mocnej tradycji racjonalizmu i nie daje się łatwo uwieść uwznioślającej interpretacji życia Józefiny Bakhity „od niewolnicy do świętej”. Droga do świętości bohaterki stanowi najciekawszą chyba część powieści, pokazuje bowiem, jak Kościół i jego praktyki misyjne wspierały państwo Mussoliniego w latach 30.
Można oczywiście przeczytać tę książkę jako rodzaj wzruszającej historii o drodze od największej hańby aż na ołtarze. Bakhita porwana jako siedmiolatka, szybko zapomina swoje prawdziwe imię, język własnego plemienia, przyjmuje po kolei języki panów, którym służy. Olmi sprytnie gra tutaj z konwencją opowieści o niewolnictwie: jej bohaterka próbuje uciec z więzienia, trafia na okrutnych panów, jest bita, gwałcona, prześladowana, poddawana upokarzającym i niepotrzebnym procedurom, jak na przykład tatuowanie ciała za pomocą wpychanej pod skórę soli. W końcu ratuje ją włoski konsul, który w Chartumie prowadzi swą działalność dyplomatyczną. Zabiera dziewczynę do Genui i przekazuje ją swym przyjaciołom. Bakhita nie jest już głodna, chodzi w sukni, opiekuje się dziećmi, nikt jej nie bije i nie torturuje. Po dwóch latach jej los poprawia się jeszcze bardziej, bo dzięki wstawiennictwu jednego z zaprzyjaźnionych ziemian trafia do klasztoru kanosjanek i zdobywa podstawową edukację, a także uczy się katechizmu. Po zakończeniu kształcenia podejmuje decyzję, by zostać w zakonie. Resztę życia spędza wśród zakonnic, opiekuje się dziećmi, nadzoruje kolejno kuchnię, zakrystię, furtę. Opiekuje się rannymi w czasie I wojny światowej. Opowiada o swoim życiu świeckiej dziennikarce, a ta pisze o niej książkę. Bakhita, na rozkaz przełożonej, rusza w podróż po Włoszech, by opowiadać swą historię i podnosić autorytet zakonu, zachęcać do wpłacania datków na misje. Jej podróż kończy się audiencją u Piusa IX i u Duce. Umiera wśród modlitw zakonnic i mieszkańców całego miasta, dość szybko rozpoczyna się jej proces beatyfikacyjny. W 1995 roku zostaje patronką Sudanu, potem świętą.
Olmi nieustannie rozbija utarty bieg tej historii, podsuwa treści i obrazy, których nie da się zagospodarować w ramach narracji pocieszycielskiej. Bakhita nie ma bowiem mocy konsolacyjnej, a raczej potencjał rewolucyjny i sekularyzacyjny. W biografii kobiety ujawnia zgrzyty, uwikłania państw europejskich, ciemnotę, zabobon, ambicje polityczne i prywatne. Bakhita porwana zostaje przez innych czarnych, ludzi z sąsiedniej wioski, którzy gwałcą ją pierwszej nocy. Gdy ucieka i znajduje ją czarnoskóry pasterz, on także bez wahania gwałci dziewczynkę i odsprzedaje muzułmańskim handlarzom. Olmi unika stereotypowych rozwiązań fabularnych, właściwych opowieściom o niewolnikach, nie znajdziemy u niej podziału na złych panów i dobrych niewolników. Za wyprawy w głąb Afryki odpowiadają niewolnicy-żołnierze, wysyłani przez zamożnych kupców, niewolnicy-nadzorcy tłuką do krwi i gwałcą schwytane kobiety. Między tymi najsłabszymi nie ma przyjaźni i solidarności, nikt nikomu nie pomaga. Cechy, jakie Olmi nadaje światu przedstawionemu, przywodzą na myśl obozy koncentracyjne: głód to uczucie podstawowe, przekształcające osobowość. Współczucie osłabia wolę przetrwania, przeżyje tylko ten, kto dba wyłącznie o siebie. Gdy Bakhita zdesperowana szykuje się do samobójczego skoku z dachu, starsza niewolnica wymierza jej policzek i powala na ziemię. Nie robi tego jednak z litości, ale po to, by uniknąć oskarżenia o niedopełnienie obowiązków.
Z pierwszą częścią powieści wiąże się dość istotny problem ustawienia perspektywy: jak opowiadać o niewolnikach, by nie patrzeć na nich z punktu widzenia właścicieli? Przecież to oni właśnie ustalili kształt dyskursu, to oni stworzyli tę narrację. Odwrócenie porządku, przedstawienie złych posiadaczy i dobrych niewolników byłoby pozbawione sensu, nie oddawałoby też historycznej sprawiedliwości. Olmi pokazuje zatem niewygodne, mało popularne ukształtowanie relacji: niewolnicy szybko się podporządkowują, stają się bierni, okrutni, bezmyślni. Gdy nadciąga armia buntownika Mahdiego, turecki pan Bakhity zakazuje bicia niewolników. Odbierają to jako zmianę na gorsze, w niepokoju czekają na rozwój wypadków. Bakhita chce przeżyć, więc się nie buntuje, nade wszystko stara się być potrzebna, dobra i łagodna. Zaspokaja pragnienia swoich państwa, ciągle ich przeprasza, pada na kolana, całuje po dłoniach i stopach. Dziewczyna marzy o tym, by wrócić do rodziny, ale chwila, gdy jej nowy pan – pierwszy znany jej Europejczyk – pyta o jej pierwotne imię, plemię, z którego pochodzi, prosi, by pokazała szlak, jaki przebyła, podała nazwy miast, przez które wędrowała, okazuje się dla niej momentem hańby. W ciągu kilku lat niewoli straciła pamięć, nie rozumie też mapy, nie zna miast. Droga do matki okazuje się więc zamknięta.
Dobroć Europejczyków, tradycja włoskiego wyzwolenia niewolników także zostaje w tej powieści poddana surowemu osądowi. Jej wybawiciel, konsul, uwalnia wielu innych niewolników, ale trafiają oni na ulicę, skazani na żebraninę i śmierć głodową. Włosi, którzy zabierają ją z Afryki, sami postrzegają siebie jako dobroczyńców, choć nie płacą jej za pracę, nie dają dokumentów, nie pozwalają na naukę. W gruncie rzeczy nie zmienia się jej status, choć znika wreszcie przemoc – przynajmniej ta fizyczna. Stefan, jej opiekun, szczyci się tym, że oddaje ją do klasztornej szkoły, bo dzięki niej zostanie katoliczką, a w przyszłości podejmie pracę służącej. Na żonę się nie nadaje ze względu na kolor skóry. Ciągle wszystkie decyzje podejmuje się bez jej wiedzy, zgody i udziału, dziewczyna przerzucana jest z miejsca w miejsce. W tej perspektywie przyjęcie do klasztoru jest przedłużeniem stanu niewolnictwa: od sióstr wymaga się całkowitego podporządkowania, uwolnienia od więzi emocjonalnych i koligacji rodzinnych, życia w ubóstwie. Widać zatem wyraźnie, że Olmi daleka jest od budowania obrazu hagiograficznego. W dalszym ciągu kto inny będzie za Bakhitę podejmował decyzje o tym, gdzie pracuje, czym się zajmuje, z kim przebywa.
Ważny jest także i wymiar polityczny tej powieści, skierowanej zdecydowanie przeciwko ideologicznym uwikłaniom abolicjonizmu europejskiego. Bakhita ma we Włoszech lat 30. opowiadać swoją historię, bo zaczyna się nowa walka o kolonie, Włosi toczą wojnę o Etiopię. Jej historia okazuje się zatem wygodna: pokazuje, jak straszne jest niewolnictwo, jak bardzo potrzebne w Afryce przywództwo Europejczyków, bo tylko oni ukrócą barbarzyństwo, uwolnią czarnych znanych ze swej bierności. Osobiste doświadczenia dziewczyny zostają wprzęgnięte w budowę wielkiej maszynerii propagandowej, dzięki której Włosi wstaną z kolan, odzyskają godność zszarganą w czasie I wojny światowej. Bahita w dalszym ciągu czuje się jak niewolnica, która ma zabawiać towarzystwo, jak dziewczynka, której każe się udawać małpkę: „Jej życie! Jakby to powiedzieć… Jest… no właśnie, takie jak tytuł reportażu: cudowne. Jej życie jest cudowne, to naprawdę storia meravigliosa. Powinny ją poznać wszystkie włoskie dzieci, zobaczyłyby, jaki jest los dzieci w Afryce, i byłyby podwójnie szczęśliwe, że służą ukochanemu Duce”.
Ta historia afrykańskiej świętej pod piórem Véronique Olmi staje się wielkim oskarżeniem nie tylko systemu niewolnictwa, ale i zrzucania kajdan. To świetnie napisana powieść społeczna, mocne oskarżenie fałszu Europejczyków, łatwości, z jaką poddają się politycznym złudzeniom. To także katalog uprzedzeń – jego wartość okazuje się zdecydowanie ahistoryczna, zwłaszcza gdy porównamy Bakhitę z reakcjami na obecność w Europie uchodźców. Na przeszkodzie do wyjścia z podrzędności stoją uprzedzenia tych, którzy wyzwalają i szczycą się własną wspaniałomyślnością.
Véronique Olmi, Bakhita, przekł. Katarzyna Marczewska, Wydawnictwo Literackie 2018.
Paulina Małochleb
Krytyczka, badaczka literatury i blogerka. Sekretarz Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Autorka książki Przepisywanie historii. Powstanie styczniowe w powieści polskiej w perspektywie pamięci kulturowej. Publikuje w czasopismach papierowych i internetowych. Laureatka Nagrody Prezesa Rady Ministrów i Stypendium Młoda Polska.
Zobacz inne teksty autora: Paulina Małochleb
Recenzje
Z tej samej kategorii: