Widzenie v. beta
I małpa będzie mądrzejsza, i glon sprytniejszy,
i bakteria przemówi niepodległa; miasta będą
z piasku i piasek z miast; i morza wypełni złom,
a złom kości. Schluss. Finito! — kapisz, karlus?
Wszystko umrze i odrodzi się odmienione —
tak prorokuje Janek Cieślak — Janek, syn piekarza,
światły dres, Rabbi Tauzena, co o świcie kupuje
wodę i piwo wychyla gibko, a potem idzie donikąd.
Jak ten, co raz przyszedł, bo przyszedł; jak ten,
który był tym, którym był, i jakże nikim więcej.
Praga nie czeska
Już mówi się Hitler,
tak jak mówi się budyń, kisiel, dżem.
I nic na języku nie szczypie,
żaden nalot, opuchlizna. Wszystko schodzi,
z czasem się obkurcza. Mówi się Hitler,
tak jak mówi się dziękuję, proszę,
przepraszam — i niewiele to znaczy,
żadnych tam boleści w krtani i w płucach.
Wszystko schodzi, obkurcza się z czasem
— dyktator to ten, co dyktuje tekst,
tyran to zbieracz kości tyranozaurów.
Już mówi się Hitler,
tak jak mówi się Wols, Fautrier, Kaparow —
i niewiele to maluje, żadnego obrazu.
Wszystko schodzi, z czasem się obkurcza,
jakby zachłyśnięte powietrzem,
jakby niemogące się wykrztusić.
Mówi się Hitler,
tak jak coraz częściej się tu mówi,
bo ich język inaczej tego nie obraca,
i turbiny są zastępcze, jak pamięć
za nim stojąca,
nie potrafiąca się już wycharczeć.
Warshau
Te, ryży!
Z miasta powstałeś, w beton się obrócisz —
głosi mięsisty, welurowy dresiarz z balkonu
— a jak ci się to nie uda, przemielą cię na paszę dla Czeczenów.
Takich w Warszawie jest na kopy i za kopiejki,
co rano resetują i modły na budowie składają.
Memłają w wywrotkach:
Wierzę w miasto, stworzyciela bloków i sieni,
i w beton — syna jedynego, który począł się z mieszania,
umęczon pod łopatom i ukrzyżowan na Trzech Krzyży
— i wyżej, wyżej — aż po City pogrzebion co żywe.
3G
Świat odbity. Ludzie odbici we mnie
tańczą do zdarcia pięt na pogrzebie Herszla,
a o świcie niosą dzieci do miejskich bawialni,
gdzie główki Aaronów i lokatych Sar śnią
o białej skórze. Świat odbity. Ludzie odbici
we mnie wznoszą nocą modlitwy ku ludnemu
niebu i pojmują, jak daleko jest wszystko
co ciepłe, a potem wychylają wódkę i włączają
głośno klaksony. Eli, Eli, Eli, mój Eli – spójrz,
jak z miejskiego gardła wysuwa się jęzor
aut pełnych leniwych nóg. Exodus! Exodus bis!
Żydzi w niemieckich wagenwozach prują
by kupić mięso, by zjeść mięso, by posuwać
mięso, by modlić się za mięso. Świat odbity.
Ludzie odbici we w mnie stają rano nadzy
w oknach blokowisk, jak w przyczółkach skoku
a potem cały dzień dogorywają w norach.
Świat odbity, ludzie odbici i kleine żyćka,
kiere nom omy wyrzykały u cudzego Pónbóczka,
gdy to wszystko nagle stygło i w zimnych rękach
lepiło się od nowa. Świat odbity. Ludzie odbici,
we mnie tylko golemy już w trzecim pokoleniu
i wyciągające się na tapczanie schorowane dybuki.