Reinkarnacja
Otacza nas cielesność, bo ważne są relacje; zrozumienie
dobrych chęci. Czułość. Między głowami jest tło lub
retrospekcja. Czasem ścigają oczy; spojrzenie prowadzi.
Czujesz smycz – nie szarpie. Lęk znajduje się w środku,
w kącie albo tuż, tuż za rogiem, na krawędzi. Rośnie
garb pod naporem wyobraźni, wzajemnej zależności.
Czym jest wartość reszki na monetach brzęczących
w pustych wnętrzach? Chrzęst pordzewiałego metalu
zabija ciszę – grobową (panuje pośród żądnych życia).
W oddali mleczny szlak albo ciemna materia. Pora snu
i koncertują świerszcze (choć pogoda temu nie sprzyja).
Znów po kolei będą nawiedzać przyszłe wcielenia.
Zostaną ślady, popiół na trawie oraz miasto kretów.
Siedzisko. Można wejść w siebie.
Ubrać skórę i wyjść na ulicę. Można pielęgnować organy,
znaki na skórze, aby zmieniły się w trofeum, choć wnikają
w naskórek jak rdza albo murale. Chcesz huśtać ciało
w przestrzeni. Ludzkie mięso nagle podgrzane w trzewiach
do temperatury 39.9 szuka pozycji horyzontalnej, unosi się,
bredzi. Zapada spokój. Pokój jak początek dnia przed wojną
o przetrwanie, o zabicie komórek, które będą zarażać.
Siedlisko zarazy trzeba przespać albo spalić. Unosisz głowę
z poduszki myśląc, dlaczego ptaki mogą siedzieć na liniach
wysokiego napięcia i nie pospadają porażone prądem.
Szwy. Na krawędzi
Nudne jest pisanie o bliznach, o śmierci, nawet jeśli
depcze ślady, zamraża skórę na karku. (Wprawdzie
mniej straszy coś, co można nazwać) Nie uciekniesz
w las. Gęstwina drzew tnie ciało w plastry jak rezonans
magnetyczny. Wnika prześwit. Pulsuje w głowie. Głos
z playbacku powtarza jakieś mantry. Tam, gdzie drzazga
wbita w ciało hamuje ruch, jest poczucie winy. Chcesz
dogonić siebie. Oswajasz pod palcami chropowatość
grudki, zmianę koloru. Formujesz nowe; lepiąc dziury,
wygładzając nierówności, ale te ostre krawędzie kreślą,
rysy na niebie, tworzą pęknięcia w liniach papilarnych.
Nie zapomnisz. Odtąd twój dotyk zostawi odcisk blizny.