Wiersze

na niebie nad puszczą wielki wóz wywozi chore świerki Picea Albies w tak zwane bezpieczne miejsce

leżysz
tego miejsca z dala od wewnętrznych wątpliwości
wyczekiwałaś
wtopienia w las leżenia pod mrówkami
ale wciąż żywa
nie przejedzie przez ciebie kombajn zrębowy
bo choć nie równasz się z nim ciężarem to ciężar przejechania po tobie
jest znaczny bo jesteś chronionym gatunkiem
dlatego twojego ciała
nie uczyni pniem piła tarczowa
i sama jesteś tarczą

jesteś tu ciałem
piegi zmarszczki puste
miejsce po zmianie w piersi które cię niepokoi
piszczel złamana cztery lata temu na nartach jesteś tu ciałem
jak ciała drzew i dzików i jeleni
a jednak
jesteś bardziej chronionym gatunkiem
możesz stać jak drzewo możesz kucnąć w krzakach
i sikać na ziemię jak dzik i jeleń i nic ci nie zrobią

jesteś taka sama
ścięty pień drzewa
wygląda pod mikroskopem tak jak to co ci wycięto
a jeleń broczy krwią która wygląda jak twoja
dzięki temu
że jesteś taka sama
leżysz tu a nie gdzie indziej
tu a nie w ludzkim domu
leżysz w domu zwierząt
ale dzięki temu że
jednak jesteś inna
jednak jesteś inna
leżysz tu a nie gdzie indziej
i nikt jeszcze nie wpadł na pomysł

żeby zrobić z ciebie płytę pilśniową
ale byli już tacy co robili mydło

 

pierwszy maja został ustanowiony dniem partyzanckiego siania słoneczników

chciałaś wyprzedzić wszystkich i teraz
zastanawiasz się co tu robisz sama z łopatą
pobrudzoną ziemią i sadzonką w mokrej ścierce
kojarzy ci się to z odciętymi rękami
owiniętymi coraz to chłodniejszym bandażem
a łopata
przypomina ci jak docieranie do jądra męczy
ach
gdyby z pogrzebanych członków ludzkich
wyrastały cielesne drzewa
z palcami zamiast liści
ale tak się nie stanie więc stoisz
i myślisz tyle pracy
pączek twojej lewej ręce jeszcze żyje
ale może pomyliłaś święta i może
w tym momencie są inne
miejsca gdzie wkłada się nieodcięte ręce
i nie sadzi się ludzkich drzew tylko świętuje
tak
to może być ten trop
bo jesteś tu sama
ty i twoja ziemia

 

w telewizji pokazano protest

kiedy patrzy się na nas z góry ścielimy się jak kosmki jelitowe z trzewi świń
służące do wchłaniania
które można obejrzeć na tackach w niemieckim supermarkecie Kaufland
obecność supermarketu i obecność kosmków i nasza obecność
świadczą o przemianach ustrojowych

kiedy patrzy się na nas z dołu jesteśmy rozdzielni
jak wózki w supermarkecie Kaufland po włożeniu monety
różni nas wiele począwszy od stosunku do konsumpcji świń
a odrębność pogłębia się z każdym krokiem
w kierunku domów gdzie ma miejsce wchłanianie
odrębnych treści politycznych
odrębnych treści pokarmowych

można na nas patrzeć także ze środka
wciąż stoimy tu chwilę dłużej niż trzeba
dłużej niż telewizja i kolejka w supermarkecie Kaufland
jakby czasem nam wystarczyło
wchłaniać tutejsze powietrze

 

animus

widzę cię możesz
podejść

bo choć nie jadłaś nigdy ostryg to wiesz jak to jest
bo odgryzłaś sobie czubek języka próbując
zatrzymać morze które uciekając przed tobą mała
uciekając przez miasto porozrywało sobie ścięgna uciekając
przed tobą mała przerażone gdy przyszłaś znienacka

ty i ja z tej samej skóry jak dwa bębny obleczone
brzuchem tej samej klaczy
i dźwięk też mamy równie głuchy

biegnąc za nim przez miasto zdarłaś sobie stopy i łokcie
i kolana i odgryzłaś sobie czubek języka

ja też mówiłam przez sen mała
jak pan się czuje kiedy pana wolność jest tak ograniczona
jak życie w słoiku spokojnego miodu
jak życie z słoiku martwej morskiej wody
który kiedyś nazywałaś ludzkim imieniem animus

uciekając przed tobą przez miasto porozrywałam sobie ścięgna
ale nie zatrzymam się teraz bo wciąż wieje ten wiatr

moje nogi leżą przede mną jak ogon syreny
poza wodą czuję się bezradna
czym zlepione są moje nogi miodem czy krwią
biegnąc za tobą przez miasto

porozrywałam sobie ścięgna mała
a okruchy tych ścięgien rozorały fasady budynków jak ziemię
i rozbiły okna i morze wlało się na ulice
morze wlało się do kościołów
w sercach dzwonów słychać już tylko bębny
w wykuszach kamienic rosną koralowce

ten moment kiedy pokazałabym ci moje uda
których się wstydzę
bo tam dopiero widać jak cienką mam skórę
widać wszystkie żyły wzór morza na piasku

a w tym pędzie chcę słyszeć
że to minie że to minie
że na ścianach budynków jeszcze
narysują linię maksymalnego poziomu wody
i będziemy patrzeć na nią z chodnika daleko w górę
aż porazi nas słońce

twoje oczy są suche mała i mrugasz andante
miasto jest suche odbite w twoich oczach
przez skórę twojej szyi prześwieca oddech

widzę cię możesz
podejść

Katarzyna Szaulińska

(1987) Publikowała opowiadania, teksty publicystyczne i komiksy w „Chimerze”, „Fabulariach”, „Zadrze”, „Kulturze Liberalnej”, antologiach „Bostońskie małżeństwa”, „Polski Komiks Kobiecy” i „Bloody Strips”. Scenarzystka komiksu o depresji „Czarne Fale”.

Zobacz inne teksty autora:

Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |