Nowy tom Urszuli Honek Pod wezwaniem wprowadza nas w mroczny świat – wszystko, co wydarza się pomiędzy początkiem a końcem życia, stanowi w nim powód do płaczu. Poszukiwanie w tym układzie sensu może stanowić mylny trop, podobnie jak próba rozwikłania zagadki tytułu książki. Fraza „pod wezwaniem” wymaga dopowiedzenia – poezja Honek jednak pozostawia miejsca puste. To świat, w którym albo czegoś nie ma, albo jest tragedia.
Upływ czasu porządkuje natura, znaczna część Pod wezwaniem mieści się w ramach początku i końca lata. Wiersz otwierający zbiór, będący liryką roli, wprowadza poczucie obcości kreślonego otoczenia. Tom rozpoczyna męski, pasywno-agresywny głos, najwyraźniej osoby bliskiej bohaterce wiersza:
tak mnie nauczono: ciągle się skradać.
tamta historia zabrała wszystko. moja miłość słabła.
mogłaś być wierna, jak wszystkie kobiety od nas,
zamykać drzwi, gdy pod dom schodzili się obcy.
(lato. początek, s. 5)
Mężczyzna przepowiada śmierć, więcej nawet – jest jej pewien, jak również tego, że skoro następuje kara, musiała wystąpić wina. Sam jednak sprawia wrażenie obłąkanego pijaka. Krajobrazem wszystkich wierszy Pod wezwaniem jest wieś. Poszczególni bohaterowie (żywi i nieżywi) pojawiają się w nim wielokrotnie – dziewczyna, ojciec, mężczyzna o szklistych oczach, trzy trupy. Występującą w otwierającym tom wierszu „małą, pohańbioną” spotykamy w wierszu moja mała, z powtarzającym się anaforycznym fragmentem: „była głupią, brzydką dziewczyną, mówili” (s. 7).
Nieustanna bliskość wody (motywu topielicy, obmycia, odkręcania kranu, łez) odsyła mnie do świata Ballad i romansów Adama Mickiewicza. Inaczej jednak, jako rzeczywisty, postrzega ten świat podmiot wierszy. Tyle tylko, że jest na granicy obłędu. Wedle przepowiedni: „[…] jeżeli przytrafi ci się miłość,/ będzie obłąkana” (s. 6). Bohaterka czasami słyszy płacz, czasami sama płacze, roi sobie widmowe dzieci. Miłość rodzicielska wymaga tu zresztą osobnej uwagi. Wydaje się, że to ojcowie przedstawieni w wierszach interesują poetkę bardziej niż matki, jak choćby w wierszu namaszczenie: „[…] obserwowałam ojców z dziećmi,/ odwracałam się za nimi, udając, że zawiązuję but” (s. 8). Matka i bracia stanowią rzadszy punkt odniesienia w tekstach. Raz tylko padają słowa „moja matka”:
byłam ufna jak koty garnące się do piersi mojej
matki, gdy niosła je do ciemnej, gęstej gnojówki.
(***, s. 17)
Niepotrzebnie ufnie i naiwnie byłoby pokładać w matce nadzieję na ocalenie od bezsensu istnienia, skoro uosabia ona problem, który nurtuje Honek – zamiast nieść życie, prowadzi ku śmierci. Świat zwierząt wydaje się prostszy, ciągle słychać w tle obecność psów, są bardziej od ludzi instynktowne, nie marnują czasu na przyzwyczajanie się do stanów niewygodnych.
Natura nie przygarnia bohaterki wierszy, nie znajduje ona spokoju również w domu. W miejscu zamieszkania centralnym miejscem staje się kuchnia, służąca nie do tego wcale, by przygotowywać posiłki (co byłoby ośrodkiem „rozdawania” czegoś niosącego energię do bycia w tym świecie opresji). W kuchni pali się papierosy, tu się ukrywa swoje łzy, przeżywa samotność. Kobieta może wnieść do domu „chorobę”, w ciszy „raz zawyje” i płacze, jak w zachorowałam: „[…] odkręcam wodę, nie usłyszysz płaczu” (s. 12) albo w czerwiec. wstyd: „za ścianą słyszę twój płacz […]” (s. 14). Dom, w którym nikt nie płacze, jest martwym (tu – spalonym) domem. Tam się głoduje, pali papierosy i ma „pusty brzuch”. Są różne sposoby radzenia sobie z samotnością:
zbieram po nich rozrzucone szmaty, pęknięte naczynia,
pokruszone mydło. zasiej w niej dziecko. niech wie,
że nie jest sama. zasiej w niej dom i parne wieczory,
w które nikomu nie chce się płakać.
(oślepiło, s. 16)
Wydaje się zatem, że najgorszym stanem jest emocjonalna stagnacja, zesztywnienie i odrętwienie – wówczas stajesz się jednym z trupów, „w naszym domu od dawna nikt nie płacze” (jasnota, s. 33). Można by rzec, póki płaczesz – żyjesz, jak w najbardziej chyba poruszającym w tomie wierszu, żywia: „już się skończyło, ale jeszcze płaczesz” (s. 25). Pragnienie zaznania życia jest wciąż ogromne:
usłyszysz płacz. wstaniesz i wyjdziesz
przed dom. rozbierzesz się do naga, żeby przyjąć
wszystko, w co może wejść życie.
Trwanie i jego próby są u Honek zawsze skazane na niepowodzenie, bycie przy kimś jest naznaczone nieuchronnością rozstania, tak jak rodzenie się życia zwiastuje nastanie jego śmierci: „chciałam żywego, ciepłego ciała, które/ rosłoby we mnie po grób” (***, s. 28). Chwile pozornego spokoju wewnętrznego następują wtedy, gdy „nie myślę o nikim, kto mógłby mnie kochać” (moje, s. 29), spokój jest naznaczony ciszą: „jest samotność, z której nie rodzą się dzieci” (widno, s. 18).
W Pod wezwaniem znajduje się dedykacja dla mamy, a także brata oraz przyjaciół z dzieciństwa. Ojciec jest figurą obecną w wierszach, chociaż to zupełnie niepodobna postać do wyrazistego rodzica z Matecznika Małgorzaty Lebdy, wydanego również w WBPiCAK. U Honek pojawiają się kryptokazirodcze obrazy, w których kobieta, córka, jest (p)oddana i uległa:
w tym lesie mogłam być naga,
gdybyś powiedział: córko, rozbierz się.
mogłam w zimie ściągnąć ubrania,
wykopać dół i pozwolić ci patrzeć z góry.
(szwedzka droga, s. 11)
Bliskości narodzin i śmierci nie da się w podważyć, nie można od niej uciec. Nadchodzący nieustannie kres unieważnia radość narodzin. W wierszu marzec. żal pojawia się motto zaczerpnięte z książki Stanisława Czycza Nie wierz nikomu: „a coś rojone nieprzytomnie wydawało się jak możliwe i blisko”. I być może w tej nadziei należałoby szukać chwili wytchnienia w pędzie ku katastrofie.
Urszula Honek, Pod wezwaniem, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2018.
Wiktoria Klera
Doktorka nauk humanistycznych, krytyczka literatury, redaktorka, w pracy badawczej zajmuje się przede wszystkim autorami pokolenia „brulionu” (autorka monografii „Namolna refreniczność”. Twórczość Marcina Świetlickiego, Wydawnictwo Pasaże, Kraków 2017) oraz wierszami noir. Teksty krytyczne publikowała w „Pograniczach”, „Portrecie”, „eleWatorze”, „artPapierze”, „e-Czasie Kultury”, „Arteriach” „Autobiografii”, „Fragile”, „Forum Poetyki”. Autorka jednego tomu wierszy (Szczecin unplugged, Forma, Szczecin 2010).
Zobacz inne teksty autora: Wiktoria Klera
Recenzje
Z tej samej kategorii: