– Zrobiliśmy piramidę z ciał, jak w Abu Ghraib – mówi.
– I zrobiliście zdjęcie? – pytam.
– Tak, zrobiliśmy zdjęcie.
Stoi przy kuchence i robi jedzenie. Jakieś wymyślne, coś, czego na pewno nie potrafiłabym zrobić. No i na pewno nie wydałabym pieniędzy na składniki. Spaghetti z kurkami w sosie śmietanowym, ze śmierdzącym serem. To znaczy chodzi o któryś z tych serów o charakterystycznym, wyrafinowanym smaku i zapachu. Dla mnie śmierdzą, robi mi się od nich niedobrze. Mógł dodać zwykły ser, jeśli o mnie chodzi.
– I jak to wyglądało?
– No, mniej więcej tak jak na tamtych zdjęciach. Tylko że to było w pokoju, nie dało się zrobić więziennej scenerii.
Robi ten obiad dla siebie i dla mnie. Dla mnie nie ma nic do roboty, więc tylko siedzę. Gościnność jest krępująca.
– Ale dlaczego to zrobiliście?
– Wiesz, głównie chodziło o przechwycenie. Przede wszystkim przechwycenie Abu Ghraib, bo te zdjęcia krążą, nie można ich usunąć z obiegu, więc jedyna możliwość to przechwycić. A poza tym, to było, bo ja wiem, zabawne. Po prostu. Czułem się trochę, jakbym występował w amatorskim porno. Więc w pewnym sensie przechwyciliśmy też porno. Chociaż ja miałem mniej zabawy, bo stałem obok, jako Lynndie England. A te zdjęcia są…
Kurki i sos pyrkoczą na patelni. Gdyby nie ser, byłoby to pewnie pyszne.
– Nie można nic zrobić. I chyba nie ma sensu, nie wiem, jak myślisz? One już po prostu zawsze będą. I chyba można się z nich tylko śmiać. Bo one w gruncie rzeczy są zabawne. I robienie tych naszych zdjęć też było zabawne. Na tym to chyba polega, ludzie w ten sposób przepracowują swoje własne traumy, identyfikując się z nimi, przechwytując to, co się stało. To chyba najlepsza strategia, bo jak inaczej?
– A co wy przepracowywaliście?
– Nic, to nie było osobiste. Po prostu wpadliśmy kiedyś na pomysł, żeby przechwycić zdjęcia z Abu Ghraib.
– Aha. Myślałam, że naprawdę wypróbowałeś, jak się przepracowuje traumę przez identyfikację.
– Nie, no bez przesady, nie można wszystkiego tak sprowadzać do własnych spraw, no i nieprawda, że wszyscy mamy jakieś traumy.
– A ty masz? – pytam.
Teraz to mnie pewnie już nigdy nie zaprosi na kurki. Moja wina. Ale nie mogłam tego nie powiedzieć.
Na chwilę jest przerwa, bo nakłada nam makaron z kurkami na talerze. Potem śmieje się bardzo swobodnie. Nie jakoś przesadnie swobodnie, czytelnik nie powinien nic takiego w tym miejscu imputować, po prostu swobodnie.
– Może i mam, jak wszyscy. Ale tu nie chodziło o nasze sprawy. To po prostu była zabawa. W pewnym momencie wszyscy zaczęliśmy się strasznie śmiać, nie mogliśmy wytrzymać. I dziś zawsze zaczynam się śmiać, jak patrzę na te zdjęcia. I o to chyba chodzi.
Czas to powiedzieć, czas porozmawiać o torturach. Bo inaczej czeka nas coś jeszcze gorszego. Dlaczego by nie uznać, że oni po prostu to lubią? Jeśli nie, czeka nas coś gorszego. Jeśli uznamy, że ciało nie mówi prawdy, że przyjemność nie mówi prawdy, to gdzie się zatrzyma nasza podejrzliwość? Strach myśleć.
Joanna Bednarek
(1982) Filozofka z zawodu i powołania, pisarka z powołania. Pracę doktorską "Polityka poza formą. Ontologiczne uwarunkowania poststrukturalistycznej filozofii polityki" (Wydawnictwo Poznańskie, 2012) obroniła w 2011 roku. Tłumaczyła m.in. Rosi Braidotti, Donnę Haraway i Karen Barad. Publikowała w "Nowej Krytyce", "Czasie Kultury", "Krytyce Politycznej", "Praktyce Teoretycznej", "Fa-arcie". Współpracuje z Pracownią Pytań Granicznych i z Interdyscyplinarnym Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM. W latach 2006–2009 współpracowała z "Krytyką Polityczną". Obszar kompetencji i zainteresowań: na przecięciu poststrukturalizmu, feminizmu, marksizmu autonomistycznego i literatury.
Zobacz inne teksty autora: Joanna Bednarek
Prozy i inne formy
Z tej samej kategorii: