grafika: Klaudia Szłapka
Żyjemy w trudnych czasach. Węgiel się kończy, młodzież cierpi na depresję, a w Korei Północnej łamane są prawa człowieka. Nie, nie o to chodzi. Głód i przestępczość w Afryce, fale uchodźców, Państwo Islamskie? Nie, nie dlatego. Otóż mamy poważny problem, bo w Polsce się nie da pożartować. Co za bzdura, przecież mamy stand-upy, kabarety, komedie. Opowiadamy sobie żarty w zaciszach domowych. Komu żartować nie wolno? Ano są tacy. Niektórzy lubią żarty niepoprawne, rubaszne, wręcz transgresyjne i oczywiście – do tego – wyrafinowane. Co w nich pociągającego? Łamanie społecznych zasad, manifestacja swej elokwencji, przekraczanie granic. To wszystko kręci, rajcuje, podnieca. Można się poczuć prawdziwym bad boyem, który chujem żongluje niczym stereotypowy nożownik. Można poczuć, że łamie się zasady dla samego łamania zasad. Jest się artystą, w końcu to sztuka dla sztuki. Jest się takim rebeliantem, buntownikiem. Jest się ponad systemem. Parska się na system, kopie się go w dupę, pluje na niego. I co się dzieje? Przychodzą szalone feministki, wygrażają palcem i mówią, że nie wolno. I to w imię czego? Jakichś uczuć.
Kiedyś to były czasy
Kiedy były te mityczne czasy, gdy można było żartować? Nie wiem dokładnie, więc prawdopodobnie jestem zbyt młoda, by je pamiętać, ale muszę wierzyć na słowo starszym, że były. I oni pamiętają. I tęsknią. Nostalgicznie wzdychają, opiewają ich właściwości romantycznym mitem. Piękne w tych czasach było to, że można było być wolnym. Politycznie niepoprawnym. Można było obleś… przepraszam, rubasznie żartować bez oglądania się na otoczenie, w jakim się znajduje, i bez przejmowania się wytwarzanym przez to otoczenie kontekstem. Nie było odpowiedniego czasu i miejsca, było tu i teraz. Gdyż każdy czas i każde miejsce były odpowiednie. Człowiek sobie był, żartował, rozładowywał napięcie – po prostu żył. A teraz trzeba się czasem ugryźć w język. To zrobiły ze światem feministki. Nudziary, sztywniary, baby z kijem w dupie. Nie potrafisz się śmiać ze swojej cipy, bo ktoś ci kiedyś wsadził rękę? Naucz się, co to dystans do siebie – oto sposób na przepracowanie! Nie jakieś terapie, analizy, grzebanie w bebechach. Dobry rubaszny żart wyleczy ze wszystkiego! Dobry rubaszny żart rozładowuje napięcie, zwłaszcza to w pokrzywdzonej. Zapomina o traumie i jej charakterze. Trauma staje się zabawna – pośmiejmy się wszyscy, im nas więcej, tym weselej.
Teraz już nie ma czasów
Co ze światem zrobiły feministki? Wyczołgały na powierzchnię uczucia. Babskie uczucia. Babskie traumy i fanaberie. Tyle lat mówiło się, co popadnie, i nikt nie narzekał. A teraz? Jakieś molestowania, skargi, oskarżenia. A to przecież tylko żarciki! Płacimy za te uczucia wysoką cenę. Baby się skarżą i obrażają. Kiedyś nie były takie nadwrażliwe. Kiedyś to można było i cycka skomentować, i za kolanko złapać, pośmiać się, tak zwyczajnie, po chłopięcemu. A może po dziadersku?
Ciągle powraca problem, na ile mężczyzna może sobie pozwolić – nie tylko w żartach, ale i w podrywie. Bo przecież jest tyle kobiet, które mówią „nie”, a myślą „tak” – i na odwrót. Jest tyle kobiet, które lubią rubaszne żarciki i klepanie po pupie przez przypadkowych mężczyzn. Tyle, czyli ile? Ano nie wiem. Ale można założyć, że i takie kobiety istnieją. To taka trochę mityczna figura, z którą mężczyźni spotykają się częściej niż kobiety. Ale załóżmy, że jest. Jak sobie z tym poradzić? Jak taką kobietę rozpoznać? Skąd wiedzieć, czy ta kobieta myśli „tak”, czy „nie”, skoro jedne mówią, co myślą, a inne nie? To wszystko źle zadane pytania. Bo odpowiedzi nie ma, wszyscy coś mówimy i wszyscy coś myślimy. Czasem mówimy, co myślimy, a czasem nie. A czasem myślimy, co mówimy, i czasem nie. Mężczyźni też. Jak więc odnaleźć się w rzeczywistości, w której nigdy nie wiadomo? Wydaje się to trudne. Ale większość ludzi daje radę. Bo wystarczy założyć, że ludzie zwykle jednak mówią prawdę. Założenie odwrotne byłoby absurdem; bez niepisanego paktu prawdomówności żadna rozmowa nie miałaby sensu. A skoro na mocy takiego paktu uznajemy, że ludzie najczęściej mówią nam to, co myślą, dlaczego z kobietami miałoby być inaczej? Czy takie podejście nie dehumanizuje ich? Skąd ten okrutny stereotyp?
Ktoś mógłby powiedzieć, że chodzi tylko o specyficzny kontekst erotyczny. Że kobiety w sytuacjach potencjalnie erotycznych posługują się takim kodem. Czy to jednak nie brzmi jak wymówka? Być może to delikwent lubi tudzież chce odpowiedzieć na kod w dany sobie sposób i odczytuje ten kod tak, jak chce go odczytać. Niekoniecznie zgodnie z intencją.
No dobrze, ale kilka zdań wyżej założyłam, że kobiety posługujące się sprzecznym kodem jednak istnieją. Jak go rozpoznać? Tu nic nie trzeba rozpoznawać, tu potrzeba słuchania i zrozumienia, że kobiety są różne i lubią różne rzeczy. A żeby dowiedzieć się, jakie, należy z nimi rozmawiać, słuchać je i zastanawiać się nie tylko nad ich preferencjami, ale i potrzebami. Wtedy wszystko dzieje się naturalnie. A gdy jakiś mężczyzna jeszcze ma wątpliwości, czy nadmierną liczbą pytań nie zepsuje atmosfery, niech zastanowi się nad rachunkiem strat i zysków. Czy lepiej zakłócić atmosferę, czy naruszyć godność kobiety (nawet nieintencjonalnie)? Co w tej sytuacji jest ważniejsze: potencjalny nastrój czy poczucie bezpieczeństwa drugiej osoby? Takie nudne to czasy, że trzeba z kobietą porozmawiać, zanim się przystąpi do podrywowego ataku. Ciężkie to czasy dla naszych bad boyów, żyjących na krawędzi rubasznych żartownisiów. Muszą zastanawiać się, czy kogoś nie obrażą, brać pod uwagę uczucia, zanim coś powiedzą. Muszą okazywać kobiecie szacunek. Takie to smutne czasy. Zgroza!
Żarty, żarciki, zniewagi, znieważanka
Wyszliśmy od żartów, a doszliśmy do grubiańskiego podrywu. Co mają ze sobą wspólnego? Łączą je niezgodności między zamiarem a efektem. Gdyż zarówno żartujący, jak i podrywający tłumaczą, że nie zamierzali nic złego. Nikogo nie chcieli obrażać ani molestować, to kobiety są przewrażliwione i nie wiedzą, czego chcą. Najpierw się śmieją, a potem obrażają. Najpierw dają znaki, a potem się rozmyślają. I jak tu zrozumieć te niezdecydowane kobiety?
Niestety, muszę rozczarować tych, którzy spodziewali się porad: złoty środek nie istnieje, bo nie istnieje ogólna instrukcja obsługi człowieka. W przeróżnych relacjach popełniamy błędy, gafy, nietakty. Nie inaczej jest z damsko-męskimi kontaktami. Nasze społeczeństwo jest naznaczone błędami. Czy zatem obleśne komentarze są uzasadnione? Nie, ponieważ gdy jest się dorosłym, trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa i nawet żartować należy odpowiedzialnie. Żartujmy odpowiedzialnie? To brzmi jak nuda. Gdzie miejsce na polot, gdzie miejsce na elokwencję, gdzie miejsce na ironię, na transgresję? Tego miejsca nigdzie nie brakuje. Gdyż słaby to ironista, który nie potrafi ironizować tak, żeby nie obrazić. Słaby to gawędziarz, który nie potrafi tak dobierać słów, by jego opowieści były pozbawione wulgarności i zabawiały towarzystwo.
Rubaszni żartownisie często zapominają o pewnym ważnym elemencie: kontekście. To nic nadzwyczajnego, że na różne rzeczy można sobie pozwolić, zależnie od sytuacji, miejsca, środowiska, ludzi wokół. I nawet nie chodzi tak bardzo o to, co wypada, a co nie (bo to kwestia kulturowa, a ja próbuję odwołać się do ludzkich odruchów), lecz o to, na ile szanujemy otoczenie i bierzemy pod uwagę kontekst, w jakim się znaleźliśmy. A wszystko rozbija się właśnie o szacunek do drugiego człowieka. To niesłychane, że trzeba to jeszcze tłumaczyć.
Nie można również zapomnieć o drugiej oczywistości, a mianowicie takiej, że język stwarza rzeczywistość. I jeśli posługujemy się pewnym językiem, to w jakiś sposób kreujemy jej obraz, naznaczamy ją konkretnymi cechami, sprawiamy, że zaczyna w określony sposób funkcjonować. Bo słowa mają moc stwarzania. Przykład? Pewien pisarz w pewnym artykule opowiedział pewien żart: „Kobieta w kawiarni przywołuje kelnera i mówi: »Ta kawa trąci chujem, wie pan?«. Na co kelner: »To proszę przełożyć filiżankę do drugiej ręki«”. Trudno nie parsknąć śmiechem, nieprawdaż? Jaką rzeczywistość stwarza ten żart? Taką, w której kobieca ręka śmierdzi chujem? Czy chodzi o dosłowność, czy opowiadacz sugeruje, że wszystkie kobiece ręce śmierdzą chujem – nie bez powodu? Bynajmniej.
Nie znaczy to, że odbiorcy tych opowieści, obrazujących kobiety jako dziwki, od razu zaczną tak wszystkie kobiety postrzegać. Ta kreacja działa powoli, stopniowo. Pomału tępi się nasza wrażliwość na cudze uczucia, cudzą krzywdę, ogólnie na drugiego człowieka. Oznacza to, że naszego szacunku do kobiet będzie sukcesywnie ubywać. Każdy obleśny żart to kolejny krok do znieważania w realnym życiu. Zresztą, czy żarty nie są „realne”? Dlaczego zniewaga poprzez żart miałaby być uprawomocniona w przeciwieństwie do bezpośredniej obrazy?
Kobieta też człowiek
Jak przejawia się brak szacunku do kobiety? Nie otwiera się jej drzwi, nie przepuszcza pierwszej, nie nosi się zakupów (że już o lodówce nie wspomnę)? Nie wręcza kwiatka na Dzień Kobiet? Nie płaci się w knajpie, nie broni pięścią honoru, nie zabija smoka? Ile znaczą otwarte drzwi, gdy mężczyzna nie liczy się ze zdaniem kobiety? Czymże jest noszenie zakupów, gdy mężczyzna nie liczy się z ciężarem doświadczeń? Ile warte są kwiaty, gdy mężczyzna ignoruje uczucia? Wszystko traci na znaczeniu, gdy kobiety nie traktuje się jak równej sobie osoby.
Ale dlaczego czepiam się tych, którzy żartują, zamiast tych, którzy nie mają do siebie dystansu? Za bardzo się przejmują, odbierają wszystko personalnie, a przecież żart nie był skierowany do nich, tylko dotyczył ogółu? Bo jeśli dana osoba, najczęściej kobieta, czuje się częścią tego ogółu, wtedy żart staje się personalny. Niezależnie od intencji. Ten rezultat jest prosty do przewidzenia. Tutaj znowuż warto zrobić rachunek strat i zysków: na czym nam bardziej zależy – na obleśnym żarcie czy komforcie osób wokół? Na wulgarności czy szacunku do cudzych uczuć?
Jeśli przyjmiemy do wiadomości, że ludzie (a zatem i kobiety!) są tak samo skomplikowani/skomplikowane, a na dodatek każdy/każda na swój sposób, to zamiast szukać gotowych rozwiązań, zamiast upychać ludzi w formy, do których nie pasują, podejdziemy do osoby jednostkowo/indywidualnie. Być może wtedy okaże się, że w gruncie rzeczy, u podstaw, aż tak bardzo się nie różnimy.
Czy taki świat wieje nudą? A może to my jesteśmy nudni, skoro nasz dowcip ogranicza się do wulgarności? Może to nie wyrafinowanie i dystyngowanie, a ordynarność? Może to nie elokwencja, a bezmyślność? Niech każdy sobie sam odpowie.
Anna Łoniewska
Absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuje w reklamie. Publikowała w „Krytyce Politycznej”. Wierna psychofanka Gombrowicza, była na wszystkich jego koncertach.
Zobacz inne teksty autora: Anna Łoniewska
Polecane
Z tej samej kategorii: