Wiersze

Kubła Khan

I
miał zlew z metalu a pod zlewem obszar
który przeznaczał na misterne kosze
odlane z tworzywa o cienkich wyłogach
mieszczące wszystko pod niebieskim kloszem
kloszem zawiniętym nad starą lampą
skąd światło biegnie sekund ośm z oddali
a przestrzeń była tam na szkło i karton
i plastik choć ten plastik najdłużej zbierali
dawcy materiałów przy owym zlewisku
służyło ono poza celami innemi
by w późniejszych porach przy planety pysku
oddawać stare skarby na powrót do ziemi
a były to skarby nie lada ciekawe
w papieru natłoku ponikły ich imiona
giętkie srebrne folie jeszcze słodkawe
nieznanych mlecznych zwierząt pękate wymiona
wrzucane bez nakrętek i raczej bez etykiet
wśród jednakowych kubków oraz tacek
rurek całych czarnych jak czarny jest brykiet
worków strun i siatek a był też i placet
by tam kierować flaki niedoszłych tłustych kiełbas
i całkiem już nieświeżych zużytych parówek
aż nie domykał już często się właz
gdy wszystkich rzeczy zbliżał się pochówek
z pogrzebem mało wszkakże było
zgodności jeśli idzie o oddanie
należności ziemi bowiem co nie zgniło
gnić też nie miało – było przetwarzane
przemiana tej materii odbywać się miała
w odległych i podległych nieciekawych miejscach
gdzie materiał był nadawan na kilku kanałach
następnie rekonstrukcja zależała od podejścia.

II
przechodniu wiedz że walczyliśmy
o ten czas tak żwawo
w lipcu listopadzie i styczniu
pod folią szkłem i zaprawą
pod pianką pleksą tiulem
gumą i styrodurem
w kartonie i ulotce
skorupach dawnych z naczyń
miej baczenie na to poświęcenie
posortuj nas tułaczy
idź szkło do szkła i papier w papier
tworzywo żywo w tworzywo niech uderza
u podstaw chemii organicznej napier
dalaj dalej sortuj jej obrzeża
by nieorganiczny ten nieogar
z pozoru słaby i nijaki
jak każdy zajebisty towar
miał własne utrwalone szlaki.

III
cuda miał w swoich pomieszczeniach
w nich mawiać zwykł do sług swych durnych
rządzę mym państwem bo przemieniam
sam większość mych surowców wtórnych.

 

***

wieczna pamiątka lokalnej architektury,
a jednak nudzi się.
jeżeli nie: szyldy lub fabryki,
trafić się może ciekawy wypadek.
należy koniecznie uzbroić się w poduszkę
żeby osiąść na łokciach

Miałem w pogardzie ja was, stare baby,
Z was każda w oknie siedzi godzinami,
Teraz podziwiam spokój tej postawy:
Ponad parapetem myśleć niemyślane.

czytelnicy liczników
dostarczyciele przesyłek
którzy panują
i paniują na pocztach i w gazowniach
siostry cioteczne i konsumenci konopii
ekshibicjoniści i eskimosi
japonki i bundeswerki
szóstki, siódemki ikarusy
lecz przede wszystkim sąsiedzi
nowe wazony ich, nowe auto
jak się parkuje i z kim się rozmawia
jak świat wygląda z owego punktu
i kiedy dzieci ucisza mundur
kto kogo całuje i dokąd szła wycieczka
którędy defilada w czarnych limuzynach

tak na parapetach karmi się widokiem
bo co też za bzdury odszukasz w gazetach
tak musi wyglądać
święte milczenie
przeglądające się we wszystkich rzeczach

naoczność aktualnego poziomu ulicy
jej przyciąganie, łagodne, stanowcze
bruk, kamień
i, naturalnie,
gołębie

Jakub Eichler

Zobacz inne teksty autora:

    Wakat – kolektyw pracownic i pracowników słowa. Robimy pismo społeczno-literackie w tekstach i w życiu – na rzecz rewolucji ekofeministycznej i zmiany stosunków produkcji. Jesteśmy żywym numerem wykręconym obecnej władzy. Pozostajemy z Wami w sieci!

    Wydawca: Staromiejski Dom Kultury | Rynek Starego Miasta 2 | 00-272 Warszawa | ISSN: 1896-6950 | Kontakt z redakcją: wakat@sdk.pl |